Dzieciaki biegają po podwórku ile bądź, najlepiej gdyby siedziały na polu od świtu do nocy (najlepiej dla nich, bo ja nie zrobiłabym już wtedy kompletnie nic). Dzień choć dłuższy mija tak szybko, że ani się obejrzę już data w kalendarzu inna. Komary gryzą niemiłosiernie. Owoce i warzywa nieśmiało pojawiają się w sadzie i na grządkach. Lato w pełni, powiadam!
A skoro lato, to czas na wycieczki, grille, pikniki, zabawę... Czas spędzony na świeżym powietrzu pozytywnie wpływa na nasze samopoczucie, dotleniamy organizm, a słońce nie tylko opala, ale też sprzyja produkcji serotoniny, która dba o nasz pozytywny nastrój.
Zaczynamy się zdrowiej odżywiać, kawę pijamy z przyzwyczajenia, ewentualnie dla towarzystwa, a nie jak to w zimie- dla konkretnego pobudzenia ;)
Co niektórzy też są w stanie wytrzymać bez słodkości, zastępując je w zupełności świeżymi owocami, ale ja do tej grupy na pewno nie należę. Ja słodkie muszę mieć. Najlepiej w większej ilości. I najlepiej takie domowe, przygotowane przeze mnie tak, jak kiedyś moja Mama przygotowywała mi i mojemu Rodzeństwu. Bo takie jest najsmaczniejsze, a dodatkowo możemy kontrolować, co też w nich się znajduje.
Idąc tym tropem postanowiłam upiec moim małym Rozbójnikom ciasteczka z ich ulubionymi owocami- truskawkami, jagodami i malinami (te okazały się dla mnie najsmaczniejsze i aż żałowałam,że nijak nie zaznaczyłam ich przed pieczeniem...wiadomo po co