Gdzie dziś nie spojrzę - wszędzie pączki :) a u mnie faworki :) FAWORKI, a nie chrust :) takie pamiętam z dzieciństwa i takie lubię najbardziej - mięciutkie, puszyste, w słomkowym kolorze :) uwielbiam i robię nie tylko w karnawale. U mnie dziś jak zwykle z podwójnej porcji, bo ma kto jeść :D i właśnie podwójną mam wpisaną do mojego przepiśnika :) jednak zdarza się też robić mniejsze ilości (rzadko:)).
Można oprószyć cukrem pudrem (my wolimy bez).
Składniki:4 szkl. mąki
1 i 1/4 szkl. kwaśnej śmietany (18%)
1/4 szkl. cukru
1 płaska łyżeczka proszku do pieczenia
1 jajko
olej do smażenia
Sposób przygotowania:Mąkę przesiewamy, dodajemy pozostałe składniki i zagniatamy ciasto. Nawet jeśli początkowo nie będzie się kleić należy wyrabiać dalej zamiast dodawać więcej śmietany (ciasto ma być elastyczne, dlatego nie możemy przesadzić z dodawaniem mokrych składników, chyba, że naprawdę jest taka potrzeba).
Wyrobione ciasto dzielimy na 2-3 części, każdą wałkujemy (lekko oprószając mąką) na placek o grubości około 3-4 mm (nie cieńszy, bo faworki wyjdą lekko suche). Tniemy ostrym nożem na 4-5 cm paski, następnie każdy pasek pod skosem w romby. Wszystkie romby nacinamy na środku (pomiędzy najdalszymi rogami) i przewlekamy jeden koniec przez otwór formując faworek.
Pieczemy w mocno rozgrzanym oleju na słomkowy kolor (z obu stron, przy czym obracamy, gdy są jeszcze dość jasne).