To niesamowite.
Jak my się bardzo boimy. Odpowiedzialności, przyszłości. Tego, że nie jesteśmy odpowiednio przygotowani. Że ani nie jesteśmy na właściwym miejscu, ani w odpowiednim czasie.
To w sumie tragikomedia. Że bardziej boimy się wziąć kota ze schroniska niż zgubić kartę, telefon, klucze do domu. Że nie wyobrażamy sobie mieć do opieki kogoś więcej niż tylko siebie. Że nie wiemy czy możemy kupić telewizor na raty, a co dopiero samochód czy mieszkanie. Czy jesteśmy gotowi kupić działkę i jeździć tam kilka razy do roku, żeby ją podlać lub coś zreperować. Zwlekamy z przemalowaniem sypialni i drobnymi naprawami nie-naszego mieszkania, co by się nie przyzwyczajać do tych czterech kątów i nie dać od siebie namiastki zaangażowania.
Mamy niemal trzydzieści lat, nasi rodzice w tym wieku mieli już małych nas, albo przynajmniej mieli nas w planach.
A my?
Ciągle przeliczamy, kalkulujemy, zastanawiamy się
CZY MOŻE TO NAS NIE PRZEROŚNIE?
Nie jesteśmy w stanie radzić sobie z większym zaangażowaniem, uciekamy niczym mysz przed kotem od słów „kocham cię i chcę mieć z tobą dzieci”. Niepojęte dla nas jest, jak można się komuś w pełni oddać i zaufać. Odkryć wszystkie warstwy, podać się na tacy. Bez ozdób i przybrania.
Bo jak to możliwe, że ktoś nas będzie chciał? Że postanowi się nami zaopiekować i wspólnie walczyć z całym złem, które nas dotyka. Że ktoś nas pocałuje na dzień dobry i doceni twarz bez pudru i różu na policzkach. Że powie, że możemy obciąć włosy lub zmienić ich kolor, bo to przecież nie jest najważniejsze.
Nie wierzymy w oszczędzanie pieniędzy. Tak samo jak nie wierzymy w oszczędzanie siebie dla kogoś. Robimy wszystko na 100 lub 0%. Wchodzi w to w pełni lub zwyczajnie nie ryzykujemy. Boimy się niepowodzenia, odrzucenia, tego, że coś się uda a my sobie z tym nie poradzimy. I będzie trzeba to robić dalej i dalej się starać.
Śnią się nam złe rzeczy, takie, które wymagają odpowiedzialności. Droga wycieczka na wczasy kupione 6 miesięcy wcześniej, droga w oddali bez zakrętu, dziecko, które trzeba przewinąć, scena, na której musimy wygłosić mowę. Rozstanie, które jest nieuniknione, przeprowadzka do innego mieszkania, rata za kredyt i samochód w leasingu.
Nie dbamy już o siebie jak kiedyś, nie planujemy razem życia i nie robimy tak, żeby żyło się nam najlepiej. Jesteśmy zmęczeni unikaniem odpowiedzialności i wyszukiwaniem kolejnych wymówek, żeby czegoś nie zrobić i nie dokończyć. Ale nikt z nas tego nie powie otwarcie, nie zrobimy żadnego ‚coming out’u. Będziemy żyć w narastającej frustracji i szukać u innych tego, z czym sami nie możemy się oswoić. Liczymy na to, że ktoś podejmie rękawice do walki z nami i naszymi obawami, tymczasem nikomu się nie chce.
Bo zawsze może być później. Bo zawsze może być lepiej. Bo zawsze może być bardziej odpowiedni moment na kolejny krok. Bo po co sobie mieszać w życiu, bo po co się starać.
Po co myśleć o przyszłości, skoro teraz żyje się nam względnie dobrze?
Artykuł Boimy się odpowiedzialności pochodzi z serwisu Paulina Hofman.