I choć może to zabrzmieć ekstremalnie banalnie, kompletnie nieodkrywczo albo nadając słodu sztucznego niczym syrop z agawy, to powiem: to nie są zwykłe spotkania. To nie jest znajomość na kilka godzin, która potem szybko zanika.
- Nikt...
po zebraniu się wszystkich ludków i odwiedzeniu toalet co najmniej dwukrotnie ruszyliśmy do Krowyrzywej
menu w bonusie do wglądu
jak na wegańską knajpę przystało, trawa za darmo, o ile znajdzie się drabina
resztę lokalu możecie podejrzeć dzięki uprzejmości google
tutaj - klikCieciorex - smaczny był bardzo, polecam Krowarzywa, ale... nazwanie ostrego sosu pomidorowego "ostrym" pozostaje jednak nadmierną hiperbolą
spróbuję udawać, że talerz wcale nie został nadgryziony (przecież nie zębem czasu), a wybór sosu zrobionego z pomidorów wcale się nie odbił na moich spodniach (dla zainteresowanych, po powrocie do domu nic już nie było widać - samoleczenie!)
jedyne prawdziwie "fit & clean food" tamtego dnia, czyli wiadro pomidorów dostarczone przez przewoźnika Iwko S.A
i pod tęczą się było
i głos Korwina echo nosiło ;__;
wycieczka, stop! felczera trza!
poznajcie Boba, okrągłego adoratora w gronie piętnastu dziewcząt, który ostatecznie onieśmielony postanowił zwiać (dosłownie, zwiał go wiatr)
Vege Miasto powalało wyglądem ciast, szczególnie dwóch po lewej...
... lecz u mnie to mangofilia stoi całkiem wysoko w rankingu.
czyli tofurnik z mango, GF, bez soi i bez cukru, cytując tabliczkę
jagodowy sernik z nerkowców i kawowy z nerkowców, oba przynależne odpowiednio Kasi i Adze
kiedy pożądasz borówki bliźniego swego, a ona nie należy do ciebie
kwitnąca mięta w gratisie (yummy!)
Choć najlepsze jest w tych zlotach to, że nie da się przekazać ich pełni ani słowami, ani zdjęciami, można wyklarować parę punktów zapalnych, które od razu podsycają w umyśle wspomnienia i wywołują na twarzy banana (pardon, jest jeszcze ktoś, kto nie próbował mrożonego banana z sosem czeko?).
Jednak elementem tego spotkania niestety banany w kakao nie były, aczkolwiek... udało mi się zagiąć czasoprzestrzeń i wyrobiłem codzienną normę lodową jeszcze w domu. Powiedzmy, hmm, za wszystkich :D
Albo ja może nie mam jakiegoś wielkiego szczęścia do ludzi, albo to ten ewenement obrazuje olbrzymią wręcz skalę zawartych znajomości - po spędzeniu ze sobą jedynie kilku dni, po poznaniu zaledwie, ciągły kontakt trwa w najlepsze, wieczorne rozmowy mają swoje miejsce przesuwając porę chodzenia spać o kilka godzin (no dzięki xd), niesamowite. Czegoś takiego w życiu nie zaznałem.
Czerwieniąc się na każdy komplement na temat pomidorów, czy czegokolwiek innego dotyczącego mej skromnej osoby, powiem na koniec - dziękuję Wam wszystkim za świetne chwile spędzone razem i oczekuję (wymagam!) ich więcej!
PS. Zjedliśmy tylko kotlety z burgerów, bo #węglowodany #tuczo, a ciasta pożyczono nam tylko na reklamę
Po dziesiątki sto razy lepszych zdjęć serdecznie zapraszam do pozostałej piętnastki uczestników rzeczonego spotkania:
Ani,
Weroniki,
Pam,
Zosi,
Asi,
Zuzy,
Kasi,
Sylwii,
Klaudii,
Agnieszki,
Agnieszki,
Agnieszki,
Martyna,
Natalii i
Ewy.