Zakiełkował mi w głowie jakiś totalnie niecodzienny pomysł zrobienia foto-relacji, więc tak wyszło, że zaskoczyłem sam siebie chęcią opisania czegokolwiek dotyczącego spędzanego przeze mnie czasu.
Dzisiaj zatem dla odmiany, gwoździami programu będą zdjęcia, a tekst zaś jedynie ozdobnikiem. A że szczęśliwym trafem spotkało mnie kilka ciekawych wydarzeń (tak mi się przynajmniej wydaje), to może warto coś o nich skrobnąć. Czyli tekst w telegraficznym skrócie, co można porobić w polskich górach. Enjoy!
Kiedy już dostaniecie się do Zakopanego (u mnie 10 godzin), to należałoby znaleźć kwaterę. To też polecam.
A po pewnym czasie wybrać się w góry...
to fajne uczucie, jak na "gościńcu"
Warto zwrócić swe oko w stronę trasy na Sarnią Skałę biegnącą Doliną Białego - piękna leśna ścieżka.
coś mnie ujęło w tym drzewie, czyż nie zasadnie?
ścieżki są strome, choć na zdjęciach totalnie tego nie widać
a czasem bywa trochę mrucznie
Ostatecznie osiągniecie Sarnią Skałę...
taka ścieżka
o ile nie złapie Was deszcz [na trzy minuty przed ulewą]
I choć stanie przez kilka minut we dwójkę pod jedną pelerynką zapewne Was nie dotyczy, to jednak warto się wdrapać po nagich i ostrych skałach o nachyleniu 30* od pionu dokładnie w momencie takich opadów, że pod stopami tworzy się rwąca rzeka. Oczywiście brudna :P
after deszcz, czyli człek przemoczony
A że podobieństwa do siebie lgną, to po skałach należy się zwrócić w stronę... skał! Czyli wspinaczkę na Nosala proponuję.
tam jest Nosal!
Jeśli będziecie mieli szczęście, to pierwszą w życiu poziomkę zjecie właśnie w Tatrzańskim Parku Narodowym. A jakby tego było mało, to znajdziecie pod nosem tysiące krzaków malin. Maliny 100% bio-eko-organic, nawet to łatwo poznacie, bo w smaku kwaśne, rozmiaru dziecięcego paznokcia i 3/4 robi za mieszkanie dla larw i robaczków.
główna atrakcja: skały skały skały wszelkiej maści, na wszelkie sposoby
Czasem Wasz kompan przestraszy się dźwięku grzechotnika świerszcza ;)
A może nawet traficie na finał Tour de Pologne, którego metę wyznaczą dokładnie naprzeciw zamieszkiwanej kwatery. Zobaczyłem przy okazji 3-4 piętrowe autobusy, w dodatku rozkładane. Udało mi się nagrać filmik finiszowy, ale trzymanie ręki ponad tłumem nie koreluje pozytywnie z jakością obrazu.
Jeślibyście wpadli na pomysł wycieczki na Kasprowy Wierch, to mimo wszystko polecę iść przez Halę Gąsienicową - aby zobaczyć to...
niech mi ktoś podszepnie, co to za roślina jest, pięknie proszę
Potem dojdziecie do miejsca, gdzie rośnie wrzos i eko-jagody. Jagód zwykle nie uświadczycie, zrzućcie winę na niedźwiadki. Poza tym, nie polecam się nimi objadać przez wzgląd na zagrożenie lisim moczem ;p
wrzosy, jagody end bąk
na wysokościach, gdzie rośnie już jedynie... trawa (vegan żarcie!) a powietrze jest krystalicznie czyste i niesamowicie rześkie, odnajdziecie swój perfekcyjnie porośnięty porostami głaz - cudowna oznaka trwającej sukcesji pierwotnej
tuż obok ścieżki na Słowację
prawie dwutysięcznik!
zjeżdżamy w dół, no co pan
Czego się nauczyłem, jakich doświadczeń nabyłem:
- moje łydki potrzebowały około czterech dni na przejście ze stanu "ała ała" do stanu "jestę kozicom"
- że, w razie potrzeby, dwa posiłki dziennie nie są jednak jakieś trudne, jak mi się początkowo zdawały. A nawet są całkiem wygodne, komfortowe i mega czasooszczędne, choć w życiu codziennym pozostaję przy trzech
- że banany nurzane w kakao to podróżnicze OBJAWIENIE
- nauczyłem się obierać mango bez żadnych narzędzi, czytaj: noża (zdradzę swój pacyfizm, ale za zapach mango mógłbym zamordować ^_^)
- codzienny transport 3 kilogramów bananów na śniadanie pośród drzew i gór jest więcej niż wart. Spróbujcie skierować swe pierwsze po przebudzeniu kroki nie wprost do kuchni a pójdźcie na spacer, pobiegajcie, poróbcie coś - warto!
- śmiało można uprawiać bieg przed 6.00 przez pół dworca jako człek objuczony dwoma plecakami próbujący wbiec do autokaru, który powinien odjechać trzy minuty temu. Dwie godziny czekania oszczędzone!
- że sandałami można pokonywać góry i doliny, błoto i kamienie, deszcze i upały
Wszystkie zdjęcia wykonane w sandałach, wszystkie szczyty zdobyte w sandałach, zdjęcia robione niekiedy także (rozładowanym) sandałem ;) To zaledwie niewielka część atrakcji, gdyż jak wspomniałem, wpadła do mózgownicy spontanicznie. Trochę podobnie jak sam wyjazd, ale okazał się co najmniej zbawienny w skutkach - naładowane baterie melduję.
Takie wycieczki trwają krótko a tak niesamowicie zmieniają człowieka - uwalniają myśli, odrywają od codziennych zajęć, uczą nowych rzeczy, itede itepe.
PS. Czekam niecierpliwie na ujrzenie Waszych twarzy... jutro!