Może nie do końca takie pierwsze wrażenie, ale zdążyłam użyć tego produktu dosłownie kilka razy i to zdecydowanie za mało, żeby napisać coś wiarygodnego. Ale mogę napisać o moim wrażeniu na ten moment.
A moje wrażenie jest takie, że kocham puder ryżowy. Nie do końca sprawdził się na podkładzie mineralnym. Na zwykłym podkładzie, gdy puder nakładałam puchatym, dużym pędzlem był całkiem ok, chociaż nie zauważyłam fajerwerków.
ALE! Są dwa sposoby dla mnie na ten moment, które sprawdzają się naprawdę fantastycznie. Pierwszy z nich to wklepywanie przy użyciu mokrej gąbeczki. I świetnie do tego nadaje się gąbeczka, która wcześniej była użyta do nałożenia podkładu. Ten sposób sprawia, że buzia naprawdę długo zachowuje mat. Ja zazwyczaj naprawdę bardzo szybko zaczynam się świecić, po takim wklepaniu pudru ryżowego ani razu w ciągu dnia nie musiałam „usuwać” tego świecenia. Poza tym pomimo sporej ilości pudru jaka jest zużywana przy tej metodzie, ani podkład, ani puder nie zbiera się nigdzie w załamaniach, czy zmarszczkach.
A drugi sposób, to użycie pudru ryżowego ZAMIAST podkładu. To dobry pomył na te dni kiedy moja cera wygląda dość dobrze i nie potrzebuję dużego krycia. Chociaż, zauważyłam, że mimo transparentności, można zbudować delikatne krycie. Twarz długo zostaje matowa, nie jest obciążona, wygląda po prostu zdrowo i dobrze.
A zdjęciach widać moją buzię po dziesięciu godzinach od nałożenia tylko pudru ryżowego, którego też użyłam jako bazy pod cienie. Ja ten efekt oceniam dużo lepiej niż efekt po dziesięciu godzinach od zastosowania jakiegokolwiek podkładu.