Moje śniadanie z dzisiaj-potrzebowałam witaminowej bomby, bo po kilku dniach z rzędu wieczornego biegania zaczyna mi trochę z nosa cieknąć-ciężko pogodzić się z faktem, że ciepła letnia pogoda odchodzi w siną dal :(
Swoją drogą pierwszy raz w życiu wyszły mi idealne jajka na miękko. Podczas kilku moich prób albo gotowałam je zbyt długo, albo były w środku jeszcze surowe. Choć muszę przyznać, że rzadko zdarza mi się jeść jajka w zwykłej postaci. Zazwyczaj ukrywam ich tuziny w ciastach, babkach i omletach.
Gdy TŻ wybierał się na zakupy poprosiłam, żeby kupił mi coś
dobrego. Dobrego w domyśle
słodkiego. Dobrze, że TŻ dba tak o mnie i o moją dietę, bo chłop stwierdził, że nie jem słodyczy, więc kupił mi... wędzonego łososia. W efekcie moje drugie śniadanie wyglądało niemal identycznie, jak pierwsze, z małymi poprawkami:
Dobrze mieć przy sobie kogoś, kto sprowadzi Cię na ziemię i ustrzeże przed zawaleniem diety. Ostatnio, gdy pozwoliłam sobie na wieczorne naleśniki z nutellą, od razu następnego dnia na siłowni odczułam efekty zgubnego jedzeniowego wyboru. Nie wierzyłam w to, że jeden wyskok potrafi dać tak w kość. Ale człowiek jest niedowiarkiem, póki nie doświadczy tego na własnej skórze.