Jak widzicie nie próżnujemy i mamy dla Was kolejną recenzję! Tym razem głód zaprowadził nas do restauracji Za Piecem, mieszczącej się przy ulicy Mostowej.
Mieliśmy szczęście bo zdążyliśmy na ofertę lunchową, która obowiązuje od 12:00 do 15:00.
Ale zanim przejdziemy do jedzenia, oczywiście musimy napisać coś o wystroju.
Restauracja urządzona jest w domowym stylu, ale z odrobiną luksusu. Z każdej strony otaczają nas koronki, gliniane figurki i talerzyki, i różnych rozmiarów aniołki. Całość jest bardzo jasna i przyjemna. Faktycznie można się poczuć tam jak u babci za piecem.
Jeśli chodzi o jedzenie to tak jak wspomniałam, skorzystaliśmy z oferty lunchowej. Zupa i drugie danie za 19 złotych (to naprawdę kusząca cena).
Dziś serwowano barszcz czerwony na zakwasie i filet rybny w panierce ze słonecznika z frytkami, i surówką z kiszonej kapusty.
Muszę Wam przyznać, że jeśli chodzi o barszcz to mój tato przygotowuję go najlepiej, a ja ze spokojem mogę się nazwać barszczową specjalistką.
I sprawdzając podaną mi zupę swoim fachowym podniebieniem, muszę stwierdzić, że była genialna. Nie tak dobra jak mojego taty, ale smaczna. Fajnie mieszały się ze sobą kwaśny i słodki smak. Dodatkowo wyraźnie było czuć wędzonkę. Taka zupa jak najbardziej zachęca do drugiego dania.
I tu czas na kolejną pochwałę! Bo drugie danie też nam smakowało. Ja choć nie przepadam za rybami, muszę pochwalić kucharza bo przyrządził filet wyśmienicie. Panierka była chrupiąca, a mięso delikatne i doprawione. Fajnym kwaskowym przełamaniem była surówka.
O frytkach nie ma co pisać, frytki jak frytki smaczne były.
Przechodząc do oceny to dajemy mocne 3 gwiazdki! Za to, że było smacznie, niedrogo i sympatycznie. I za to, że nie musieliśmy czekać wieki, ani na kartę, ani na dania.
Zajrzyjcie tam kiedyś, bo warto! :)
A jutro, o ile nie padnę wśród sterty książek, spodziewajcie się jakiegoś ciekawego przepisu.