Miejsce, które przyszło nam wczoraj odwiedzić to totalny szok! Podobno znaleźć na mapie kulinarnej można już je od lutego, a my niczym prawdziwe gastro lamy odkryliśmy je w tym tygodniu... O czym mowa? O pizzerii w piekarni Piekuś. To nieznane nam wcześniej cudo mieści się na bydgoskich Wyżynach (rzut beretem od naszego domu) i musimy stwierdzić, że wygląda imponująco. Do odwiedzenia tego miejsca zachęcił nas wypasiony bilbord.
Pierwszy raz wpadliśmy tam w środę coś słodkiego, wiecie weszliśmy trochę na przeszpiegi. Kupiliśmy tartę z borówkami (była świetna, naprawdę polecamy) i poszliśmy. A wczoraj prowadzeni głodem i ochotą zjedzenia czegoś niedaleko nas stwierdziliśmy, że pójdziemy i dowiemy się czy na naszym osiedlu karmią smacznie.
Wnętrze Piekusia jest ładne. Takie trochę nowoczesne, otwarte i przyjemne. Z jednej strony lady z pieczywem i słodkościami, a z drugiej część restauracyjna z pięknym murowanym piecem, opalanym drewnem, z którego wychodzą pizze! A jeśli chodzi o pizze, to przejdźmy do menu. Kartę dań sprytnie zastąpiły dwa telewizory, na których możemy sprawdzić co smacznego serwuje szef kuchni. Z kilku propozycji skusiliśmy się na Parme (pomidorki, rukola, szynka parmeńska, grana padano) i na Prosciutto (szynka prosciutto, bazylia, mozzarella). Po naprawdę krótkim czasie dostaliśmy dwie świetnie wyglądające pizze.
Jak zwykle egoistycznie zacznę od swojej. Prosciutto okazała się bardzo, bardzo smaczna. Kruche, cienkie ciasto, świeże i dobre jakościowo dodatki sprawiały, że każdy kawałek (polany dodatkowo oliwą) był czystym dobrem.
Ale jeszcze większą przyjemnością była pizza Matiego. Świeża rukola, dobry ser grana padano i parmeńska razem dawały ogromną przyjemność z jedzenia. Palce lizać!
Jedynym minusikiem było to, że jedna i druga pizza miejscami była trochę za bardzo spieczona, ale podobno węgiel jest zdrowy :)
Podsumowując, jesteśmy zadowoleni i szczęśliwi, że tak niedaleko nas powstało coś tak przyjemnego. Fajne, otwarte miejsce, bez sztywniactwa i niepotrzebnego skrępowania. Fajna osiedlowa knajpka do, której można wpaść na szybką pizzę, a przy okazji kupić bułki na kolację. Cenowo też nie zabija bo za pizze i dwie cole zapłaciliśmy 51 złotych, ale przyznamy szczerze, że najedlibyśmy się też jedną pizzą.
Dajemy mocne 4,5 i zapewniamy, że będziemy tam częstym gościem.
PS Cieszymy się, że co raz więcej fajnych miejsc odkrywamy na naszym fyrtlu. Po Greeks (które kochamy) to kolejna miła, kulinarna niespodzianka!