Szczerze mówiąc nie zniknęłam całkowicie z blogosfery.
Często przeglądałam blogi, ale nie byłam wstanie wrócić.
Może dlatego ,że za bardzo skupiłam się na tym żeby coś ze sobą zrobić.
Zauważyłam wzrastającą siłę problemu, z którym przestaje sobie radzić.
Całą radość, energię pochłonęła mi walka z kompulsywnym jedzeniem.
Może nie powinnam tego tu pisać, ale może komuś udało się jakoś z tym poradzić.(?)
Ciągle ćwiczenia, zdrowe odżywianie przeplatały '' te trudne chwile'', kiedy potrafiłam na zmianę chudnąć i tyć. Teraz jestem na etapie + 5.
Czekam, kiedy problemy miną, kiedy nie będzie już tego ''wewnętrznego napięcia''.
Jestem bezradna, bo choć silnie chcę zmienić siebie jestem skazana na ciągły początek.
A jak wiadomo początki zawsze są trudne.
Każdy dzień to takie małe, a zarazem duże wyzwanie.
Po raz kolejny nie jestem z siebie zadowolona.
Dzisiaj dałam sobie odpocząć, bo zwykłe przeziębienie przeszło w zapalenie oskrzeli.
Brak siły na ćwiczenia, a zarazem wielkie wyrzuty sumienia. Tak kończy się kolejny dzień, dzień bez walki jest dniem straconym. Brak zrozumienia wśród innych najbardziej bywa raniące.
Nikt nie potrafi ogarnąć ,że jest możliwe pochłonięcie wieelkiej czekolady,ciastek, batoników w przeciągu kilku minut ( czasem nie na tym koniec.... ) a później maltretowanie swojeog ciała kilkugodzinnymi ćwiczeniami.. albo kilkudniową dietą glodową. (?)
Wiem ,że coś tu jest nie tak.. i nic nie da 10 przykazań zdrowego odżywiania.. Przerabiałam to kilka razy. Wszystkie próby na nic.. Może ktoś pokonał to bagno i wyszedł na prostą?
Bo ja na razie chyba znlazłam się na wielkim skrzyżowniu i nie widzę innego wyjścia niż nadzieja.. Nadzieja jest jak najbardziej optymistyczna.