W tę sobotę podjęłam się niemożliwego. Przebiegłam (a w sumie przeturlałam, wyskakałam, powspinałam się) Runmageddon. Czekała mnie 12 km trasy z 70 przeszkodami. Pierwotnie miało ich być 40. Na miejscu okazało się dlaczego. Gdybyście mieli problem z odnalezieniem mnie na zdjęciu - jestem obok słynnych Hooah, czyli faceci w legginsach (tak, te w kwiatki).
Pierwszymi przeszkodami okazały się być dobrze koniarzom znane stałe przeszkody z WKKW. Zawsze chciałam choć raz przeskoczyć jedną z nich za mojej jeździeckiej kariery, jednak się nie udało - tym razem miałam taką możliwość, jednak musiałam skakać na własnych nogach.
Niektóre z nich były wyzwaniem dla kogoś, kto ma 160 cm wzrostu. Widziałam, że niektórzy faceci wręcz przez nie przelatywali - ja zawsze musiałam szukać na nie sposobu. Mogę śmiało powiedzieć, że 60% przeszkód stanowiły własnie te typu "ihaa".
|
fot. Wiktor Wickland |
Jak wyglądają przeszkody?
Po około 600 m moim oczom ukazała się pierwsza ściana. Na szczęście drużyna sprawnie mnie przez nią przerzuciła. Niestety łatwiej jest wejść niż zejść. Po paru końskich przeszkodach czułam, że kostki ostro dostały i wolałam ostrożnie z nich zeskakiwać.
5 razy czołgaliśmy się pod drutem kolczastym, ostatni raz był wyjątkowo bolesny - miliony kamyczków itp. Kolana były wręcz spuchnięte, siniaki jeszcze mi nie zeszły - to samo z łokciami. Najprzyjemniejsze okazały się być przeszkody wodne, w których nogi miały chwile odpoczynku. Nie obyło się też bez przeszkód z "siatki". Jedna z nich była jak ściana - problemem był fakt, że przy 5 osobach jednocześnie strasznie się bujała, na szczęście wiele osób pomagało naciągając ją. Niektóre z końskich przeszkód były (przynajmniej dla tak niskiej osoby jak ja) nie do przejścia bez czyjejś pomocy.
|
fot. Wiktor Wickland |
Nie dla ciot
Jeśli marzysz o udziale w tego typu biegu musisz liczyć się z tym, że nie wymaga się tu jedynie kondycji i wytrzymałości (głównie na ból - moje kolanka), ale i także odporności na niskie temperatury. Przykładowo małe ugaszanie po słynnej przeszkodzie a la Janosik, czyli skoku przez palącą się kłodę. Jakąś chwilę wcześniej musiałam wskoczyć do zbiornika z naprawdę lodowatą wodą. Jak się później okazało godzinę przed naszą serią pływał w niej jeszcze lód:) Tuż po wyjściu mocno mną zatrzęsło, na szczęście nie miałam skurczów.
Na pewno must have na tego typu bieg to dość silne ręce - w tej edycji nie były aż tak potrzebne, jednak w Runmageddonie Rekrut trzeba było iść parę ładnych metrów po drabinkach tuż nad mini jeziorkiem. Przeszkodami były też odcinki, na których trzeba było trochę ponosić - np. opony czy worki z piaskiem. Przy workach dodatkową atrakcją był teren - mini jeziorko z (oczywiście jakże inaczej) zimną wodą.
To ja pobiegnę!
Oczywiście bieg jest idealny dla kogoś z lękiem wysokości - jak mua. O ironio - przeszkoda na zdjęciu obok okazała się być moją ulubioną z całego biegu :)
Pewnie zastanawiacie się co ubrać na bieg, który w swoim założeniu ma druty, błoto i pływanie w morzu... Ja postanowiłam dobić moje stare conversy - wybor był trafny, bo biegu całkowicie się rozleciały. Jednak komfort podczas biegu był znikomy - następnym razem założę tanie biegówki.
Jeśli chodzi o spodenki - zdecydowanie takie, które są wykonane z materiałów szybko rozprowadzających wodę - ja swoje mam z decathlona za 40 zł. Długość - zdecydowanie do kolan lub dłuższe - musicie pogodzić się z tym, że zahaczycie nimi o drut kolczasty podczas czołgania i zrobicie parę ładnych dziur. Sami mijaliśmy chłopaków z 'wystawką' tyłka (czasem i gołego).
|
obie fotografie by Wiktor Wickland |
Ta ściana jest za duża, czo robicz?
Zawsze warto biec w drużynie, oni na pewno zdejmą Cię ze ściany - fota obok - pozdro Luk! A jeśli nie dajecie rady z jakąś przeszkodą możecie dla przyjemności wykonać 30 przysiadów lub 30 pompek - no siema tak to się robi! Poddałam sie na skakaniu przez końskie boxy - yeap, that's right. Drodzy koniarze i ex koniarze - wchodziło się do boxa i przeskakiwało pomiędzy nimi - czyt. ściana z kratami, wysoka jak cholera, bez poprzecznych wspomagaczy. Przysiady załatwiły sprawę.
Dodatkowym smaczkiem był punkt z wodą na ok. 6 km. Wszyscy bardzo szczęśliwy, że woda, ale hola hola - nie ma nic za darmo. I znowu 15 przysiadów lub 15 pompek. Totalny chill za takie zbawienie.Ja zdecydowałam się na zakup żelu węglowodanowego o smaku mango - yummy. W sumie niezła sprawa, w końcu przy takim biegu piłam tylko raz w dodatku tylko 2 małe kubeczki.Oczywiście teraz wiele osób powie, że żele te przeznaczone są dla maratończyków - tak wiem. Jednak ja spaliłam swoje 800 czy tam 900 kcal, więc zasłużyłam.
Z dumą mogę powiedzieć, że mój czas wyniósł 1:46:07, byłam 20 na 160 kobiet. Nasza drużyna - Crossfit Rebels była 13 na 29 drużyn :)
Jeśli macie pytania, bo na pewno o czymś zapomniałam to piszcie w komentarzach. Tymczasem zostawiam Was ze zdjęciami, a jest ich trochę :)
|
fot. Filip Zubowski |
|
fot. Anna Sulik |
|
drużyna to podstawa! /// fot, Anna Sulik |
|
fot. Anna Sulik |
|
Ale że ja mam tam nurkować? /// fot. Anna Sulik |
|
fot. Anna Sulik |