Pół litra z karotenem
Jeśli jesteś tu pierwszy raz i liczysz na słowa typu "nie jedz", ewentualnie "wcinaj wafle ryżowe lub inną tekturę i pij wodę z octem przez tydzień" no to sory, nie ta strona. Detox lub jak kto woli oczyszczanie. Od razu widzę pełno toksyn, substancji smolistych i innych "a fe" rzeczy. Pełno się naczytałam w swoim stosunkowo krótkim życiu o dietach cud (seks i głód), które wyciskają z nas całą wodę i wtedy rzeczywiście jesteśmy te 2 kg "chudsi" w tydzień. Jojo przychodzi równie szybko, wiadomo. W tym momencie chodzi mi o detoks cukrowy tak cholernie dla mnie trudny. Także ogłaszam wszem i wobec - od dzisiaj pozwalam sobie jedynie na muffinki własnej roboty słodzone stewią/miodem (wiem, to już cukier, ale for fuck's sake lepsze to niż biała śmierć) w czasach kryzysu. Wiem, że dam radę wytrzymać, pytanie tylko jak długo uda mi się tym razem.
Redukcja mocno
Jako człowiek z głową na karku i (jak uważam) z dużą wiedzą na temat tego, co do michy włóżyć, a co nie (myślę, że miesiące spędzone na sfd mogą dać niemałą świadomość nt. odżywiania) neguję wszystkiego rodzaju głodówko-oczyszczania. Nasłuchałam się kiedyś od pewnej osoby zaprawionej w odchudzaniu (i efekcie jojo <3), że najlepsza dieta to picie właśnie soków, głównie warzywnych - efekty były piękne. Na hardkorowym deficycie da się żyć - spędziłam tak niemal cały grudzień, ale uwierzcie, że padałam na twarz, miałam wieczny PMS, a noszenie czegokolwiek bylo dla mnie jak spacer farmera.
Sześciopak. Zalany
Zdjęcie obecnej formy - podarowałam sobie spompowanego bicka i tricka po milionie podciągnięć i dipów. Obwodowo i wagowo nie ma tragedii jak na tak długi okres bez diety, a właściwie bez jedzenia i bez treningów. Pomimo że ważę kilka kg więcej nigdy nie posunęłabym się do tak radykalnych kroków. Ucięłam trochę węgli, codziennie piję takie soki ze zdjęcia - tu akurat wielki półlitrowy take away ze względu na zapieprz tysiąclecia. Normalnie produkuję soki w domu. Mój ulubieniec to obecnie marchew-jabłko-seler naciowy. Czasem wpadnie też burak-jabłko - polecam. Skąd ten pomysł? To świetne lekarstwo w momencie silnego ciśnienia na węglowodany proste. Jeden taki sok pomiędzy sensownym posiłkami i jesteśmy uratowani.
Jeśli chodzi o resztę michy - królują jajka i biały ser. Naszła mnie faza na twarożek z prawdziwego zdarzenia, z jogurtem naturalnym i szczypiorkiem. Wróciłam do lunchboxów i shakera, więc jestem rasowym kok(o)sem. Raz dziennie piję jedną porcję Whey 100 z Treca o smaku ciasteczkowym. - jak znacie jakieś spoko białka (oprócz tego z Olimpu - nie pokochałam go) to dajcie znać, z chęcią przetestuję, gdy skończę obecne opakowanie. Teraz fakt, który może was zadziwić - nie jem chleba. Nie dlatego, że "chleb tuczy" czy inne brednie. Zwyczajnie przestał mi smakować. Nie eksperymentuję z wyrzucaniem zbóż i robienie z siebie paleo babki, choć nie ukrywam, że słynne proteinowe pancakes poszły w odstawkę. Mogę stwierdzić, że jak na razie jadę bezglutenowo. Codziennie rano jem kaszkę kukurydzianą na mleku z owocami, migdałami i kostką gorzkiej czekolady - że niby złudzenie deseru. Stay tuned. Na pewno wjadą jakieś przepisy;)
Dzisiejszy trening trochę lajtowo, wyglądał następująco:
10 min EMOM
even 10 deadlift (40 kg)
odd 10 front squat (30 kg)
10 RFT
5 muscle up (1 muscle up = 3 dips & 3 pull ups)
10 HSPU
Łapki, plecy i barki dostały mocno. Tyłek i nogi też, ale nie narzekam, wręcz przeciwnie!