Na zawodowy ring trafił w wieku dwudziestu czterech lat i przez następnych dziesięć nie przegrał ani jednej walki. Po porażce z Denisem Lebiediewem załamał się, jednak duma nie pozwoliła mu zapomnieć o sporcie i szybko zapragnął powrócić, by udowodnić samemu sobie, że stać go na więcej. Założył fundację, w której pomaga młodym ludziom, a jego plany związane z ringiem nadal są bardzo ambitne, choć jak sam mówi, wie że boksu nie da się uprawiać wiecznie. O swoich początkach i planach, fundacji i kolejnych walkach,
o boksie i nie tylko - Paweł Kołodziej.
Byłem bardzo żywym dzieckiem i uprawiałem każdą dyscyplinę, która była dostępna w moim rodzinnym mieście czyli Krynicy Zdroju. Początkowo był to hokej, piłka nożna oraz narty ponieważ jest to miejscowość górska. W późniejszym czasie uprawiałem już sporty walki, a więc teakwondo, aż do momentu, gdy przeszedłem na kick-boxing i w końcu trafiłem do boksu zawodowego.
Podczas blisko dwuletniej przerw
ybardzo chciałem wrócić na ring, jednak miałem do pozałatwiania dużo spraw osobistych oraz problemy zdrowotne. Teraz już wszystko jest w porządku, dlatego bardzo się cieszę, że mogłem wrócić na ring i znów się realizować. Choć wiem, że boksu nie da się uprawiać wiecznie i mam świadomość tego, że jest to chwilowe, wróciłem, bo nadal chcę to robić. Jest to moja pasja i zdecydowanie sprawia mi to przyjemność.
Jeśli chodzi o walki z rodakami, to być może ta sytuacja dojdzie do skutku na jesiennym Polsat Boxing Night, bo dostałem już propozycję takiej walki w Łodzi. Miałby to być ktoś z mojej kategorii. Mógłby to być np. Mateusz Masternak, który byłby bardzo dobrym rywalem, gdyż jest to świetny zawodnik czy też Krzysztof Diablo Włodarczyk, który prywatnie jest moim kolegą.
Gdy przegrałem z Lebiediewem, byłem zaskoczony i było mi bardzo przykro. Przez trzy tygodnie byłem naprawdę załamany. W późniejszym okresie jednak pojawiła się złość sportowa i chciałem wrócić na ring, by udowodnić przede wszystkim samemu sobie, że stać mnie na więcej. Z powodu życiowych zawirowań jednak nie mogłem wrócić na ring nad czym bardzo ubolewałem, ale ostatecznie to się na szczęście udało.
Dobry pięściarz musi być pracowity, bo boks to ciężki kawałek chleba. Musi być zdeterminowany i się motywować, bo ciężko jest na przestrzeni dziesięciu czy dwunastu lat ciągle być zmotywowanym. Trzeba to w sobie pielęgnować. Cechuje go również kontrola emocji, a to jak wiadomo, jest kwestią charakteru. Ktoś kto nie potrafi kontrolować swoich emocji nie może walczyć, bo gdy tylko da się ponieść chwili, może sobie od razu zaszkodzić. Ważne jest też oczywiście serce do walki, ale przede wszystkim liczy się głowa.
W okresie przygotowawczym trenuję dwa razy dziennie przez mniej więcej dwie godziny.
Boks nauczył mnie przede wszystkim pokory do życia, ale i szacunku do innych. Często jest tak, że dwóch zawodników, którzy ze sobą sparują czy walczą razem, stają się później bliskimi przyjaciółmi. Boks i generalnie sport łączy ludzi, tak że widzę w tej dziedzinie same plusy.
Ambicje u sportowca to zbawienie. Ja jestem bardzo ambitnym człowiekiem, nie tylko w dziedzinie sportu, ale i w życiu i czuję, że mi to pomaga. Trzeba być ambitnym, żeby osiągać pewne cele.
Pomysł na założenie fundacji pojawił się, gdy organizowałem galę w Krynicy. Walczyłem tam trzy razy i miałem świetny doping ze strony publiczności. Chciałem im oddać to, co ja dostałem od nich i zrobić coś dobrego dla miasta i dla dzieciaków, którzy błąkają się po ulicach i nie mają pomysłu na życie. Powoli mogę powiedzieć, że mi się to udało np. kilku z nich „zaszyło się”, co ochroniło ich przed chorobą alkoholową. Dajemy ludziom alternatywę i pokazujemy im, że można żyć inaczej. Można żyć zdrowo i w zgodzie ze sobą. Chcę promować zdrowy styl życia. Skończyłem resocjalizację, więc zajmuję się głównie młodzieżą, a najbardziej interesują mnie trudne przypadki.
Staram się zdrowo odżywiać i pilnuję by moja dieta była zbilansowana. Aktualnie korzystam z pomocy firmy FIT&More, która dostarcza mi bardzo dobre jedzenie. Generalnie jem prawie wszystko, ale staram się, by było to lekkostrawne. Sięgam również po suplementację - aminokwasy oraz węglowodany potreningowe. Staram się nie przesadzać i unikam chemii, więc np. zamiast carbo piję po treningu wodę z miodem.
Moim sportowym autorytetem jest Witalij Kliczko, który jest tak samo świetny w ringu i poza nim.
Gdybym miał polecić jedną walkę bokserską komuś, kto nie jest pasjonatem boksu, byłaby to walka Hagler kontra Hearns, a przede wszystkim jej pierwsza runda, runda stulecia.