Do ludzi podchodzę intuicyjnie i rzadko mnie ta intuicja gubi. O Michale nie miałam dobrego zdania. Wydawał mi się być zapatrzonym w siebie, pyszałkowatym gościem, jednak nikt z jego bliższego otoczenia nie chciał utwierdzić mnie w moich przekonaniach. Któregoś razu, całkiem przypadkiem zobaczyłam w nim kogoś innego. Wydawał mi się bardzo dziwny, a z takimi lubię rozmawiać. Postanowiłam więc sprawdzić, czy mogłam go aż tak mylnie ocenić i choć dalej nie wiem jaki jest Michał Syrowatka, to na pewno nie jest nadętym gościem za jakiego go uważałam. Jest za to spokojny, miły, konkretny i odważny. Tą odwagą bardzo mi zaimponował.
O boksie i nie tylko - Michał Syrowatka.
Na pierwszy trening boksu pojechałem razem z kolegą, z którym grałem w piłkę. Jego ojciec miał w Ełku szkółkę bokserską i to tam zaczęła się moja przygoda z boksem.
Na treningi trafiają głównie chłopcy z trudnych, niemajętnych rodzin, tacy którzy chcą się wyrwać i coś zmienić. Jest tak niestety coraz rzadziej, młode pokolenie jest coraz mniej ruchliwe, wszechobecna jest technologia, komputery, tablety czy konsole do gier i dzieci zamiast iść na podwórko, wolą siedzieć w wirtualnym świecie i nim się zajmować.
Dobrego pięściarza cechuje przede wszystkim inteligencja, serce do walki, szybkość i dynamika. To najważniejsze cechy - całej reszty można się nauczyć, wszystko można wypracować. Nie mi oceniać, czym się wyróżniam na tle pozostałych pięściarzy, ale wydaje mi się ze jak na polski rynek, jestem dość niekonwencjonalnym zawodnikiem. Nie boksuje szablonowo, staram się robić pewne rzeczy troszkę inaczej niż inni.
Momentem, w którym zrozumiałem, że boks nie musi być tylko moją pasją, ale też pracą, była pierwsza walka o tytuł Mistrza Polski Seniorów. To wtedy zacząłem dostawać pierwsze pieniądze z boksu. Sport nauczył mnie pokory, sumienności i systematyczności. Bez tego nie ma szansy, żeby cokolwiek osiągnąć
Związkiem bokserskim rządzą od lat ci sami, starsi panowie. Nie rozumieją, że przez ostatnich kilkadziesiąt lat boks się rozwinął. Za ich czasów zawodnicy z Afryki nie wiedzieli co to rękawice bokserskie, a już kiedy ja byłem amatorem i przyglądałem się czarnoskórym zawodnikom, widziałem jak byli świetnie wyszkoleni, wytrenowani kondycyjnie oraz taktycznie. Nam wielu rzeczy brakuje. Polski Związek Bokserski chciałby, by na każdym turnieju boks amatorski prezentował szczytową formę, a to jest niewykonalne. Jest główna impreza, do której powinni przygotowywać się zawodnicy, a pozostała część powinna być traktowana nieco z boku, jako element przygotowań.
Choć żyję z boksu, to w chwili obecnej utrzymuję się tylko i wyłącznie z oszczędności, bo promotorzy nie wywiązują się z zapisów kontraktowych, wedle których mają zapewnić mi jakieś stypendium. Chwilowo czekam więc na dalsze rozstrzygnięcia.
Już raz zapowiedziałem, że jeśli nic się nie zmieni, nie przedłużyłbym kontraktu z promotorem. Myślę, że szanse na związanie się kontraktem z kimś innym zawsze się znajdą, a jeśli nie będzie takiej możliwości, spróbuję złapać takie kontakty, by wyjeżdżać na jakiekolwiek walki za granicę, bo ciężko będzie mi z dnia na dzień całkowicie zrezygnować z boksu. Choć muszę traktować boks również jako zarabianie pieniędzy, to wiem, że żaden pięściarz nie uprawiałby boksu, gdyby tego nie kochał. Każdy, kto boksował, wie jak wiele pracy to kosztuje i że przeliczając ten czas na pieniądze, nie bardzo się to opłaca. Nigdy nie wycofałbym się z walki tylko ze względów finansowych. Jeżeli miałbym na walce zyskać coś znaczącego, to nawet jeśli byłyby to słabe pieniądze, nie zrezygnowałbym z niej.
Panuje opinia, że pięściarze nie są zbyt mądrzy, ale uważam, że większość z nich to osoby inteligentne. Niektórzy po latach boksowania są już bardzo zmęczeni, naruszeni mocnymi ciosami. Boks bardzo niszczy zdrowie, niektórym ciężko jest się wysłowić i być może z tego bierze się taka, a nie inna opinia.
Dla boksu poświęciłem się całkowicie. Cały czas jestem na diecie, którą aktualnie zapewnia mi catering dietetyczny Kredens Smaku, za co im bardzo dziękuję. Praktycznie odpuściłem alkohol, choć czasem wypiję piwko albo lampkę wina. Mieszkanie mam w Białymstoku, na treningi przyjeżdżam do Warszawy i tylko na weekendy wracam do siebie. Chcę wyrwać ostatnimi silami z boksu to, co jestem w stanie.
Byłem wielokrotnie badany pod kątem dopingu w boksie amatorskim i chętnie poddam się też badaniom przed walką zawodową. Moja dyspozycja fizyczna na ważeniu jest tak dobra, bo w ostatnich dniach przed walką bardzo mocno tnę kalorie i delikatnie się odwadniam. Każdego kto zarzuca mi doping zapraszam na dwa tygodnie przed walka na salę - niech potrenuje ze mną. Zobaczy wtedy, skąd się bierze taka forma.
Przed rewanżem z Jackiewiczem doszło do "walki na komentarze" między moim, a Rafała profilem na Facebooku. Nie byłem za to odpowiedzialny, bo ktoś inny prowadził mój profil i po tej sytuacji ta osoba została od tego zadania odsunięta. Nie lubię się wdawać w potyczki słowne, nie jest mi to do niczego potrzebne. Wolę pracować w ciszy, hałas zrobić w ringu.
Bardzo przeżyłem porażkę z Rafałem. Patrząc na to z perspektywy czasu, wiem że byłem mentalnie nieprzygotowany do tej walki. Kilka spraw w życiu prywatnym mi się posypało i choć nie chcę się usprawiedliwiać, to wiem, że miało to pośredni wpływ na moją dyspozycję. Tamtego wieczoru coś poszło nie tak i choć po walce mówiłem o rzuceniu boksu, już po dwóch czy trzech dniach, ten pomysł wydał mi się głupi. Chciałem rewanżu i dążyłem do niego, zrewanżowałem się i jestem zadowolony.
Ta porażka z jednej strony była mi potrzebna. Wyciągnąłem wnioski, przejrzałem na oczy. Wiele osób po tej walce odwróciło się ode mnie i zobaczyłem na kim tak naprawdę mogę polegać, kto jest mi pomocny, a kto nie. Czasem porażka może nauczyć nas więcej niż wygrana.
Moje marzenia nie zmieniły się - dalej chciałbym zdobyć tytuł Mistrza Świata i dalej uważam, że mógłbym nim być. Potrzebne są jednak odpowiednie warunki do rozwoju. Zdaję sobie sprawę z tego, że po tej przegranej moja kariera nieco się cofnęła, ale wracam na właściwe tory. Chcę dawać dobre walki, pokazywać się z dobrej strony. Wierzę, że po nich kibice znów zobaczą we mnie świetnego pięściarza, za jakiego uważali mnie przed porażką z Jackiewiczem.
Powrót po przegranej walce, na dodatek na wielkiej gali - od strony mentalnej rewanż z Jackiewiczem był dla mnie najcięższą walką. Boksowałem żeby wygrać, kontrolowałem walkę od początku do końca. Gdybym przegrał rewanż, dalej próbowałbym boksować, definitywnie jednak wiedziałbym, że nie jest to moja kategoria wagowa. Musimy pamiętać jeszcze o innym aspekcie - gdy Rafał wygrywa, wszyscy mówią, że jest świetnym zawodnikiem, a jak przegrywa to, że jest słabym dziadkiem i emerytem, który do niczego się nie nadaje. Dobrze byłoby się trzymać jednej opinii.
Hejt był, jest i zawsze będzie, ale hejterzy to najczęściej osoby postronne, które z boksem niewiele mają wspólnego, nigdy nie założyli nawet rękawic bokserskich. Ludzie, którzy wypowiadają się o pięściarzach w taki sposób są zwyczajnie niesprawiedliwi. Nikt z nich nie zdaje sobie sprawy z tego, ile czasu, życia i zdrowia poświęcamy, żeby cokolwiek osiągnąć. Prawdziwi kibice nigdy się ode mnie nie odwrócili. Po przegranej walce otrzymałem mnóstwo wiadomości ze słowami wsparcia, za które jestem bardzo wdzięczny.
Gdybym miał opisać siebie w trzech słowach to jestem pewny siebie, ambitny i pokorny. Jestem też dość wrażliwy, potrafię się wzruszyć nawet na filmach. Uwielbiam motoryzację i samochody i głównie tym zajmuję się poza boksem. Do ludzi na początku podchodzę z dystansem, chcę najpierw samemu wyciągnąć wnioski na ich temat. Nie oceniam innych zbyt szybko, a już na pewno nie oceniam przez pryzmat opinii ludzi postronnych.
Mam charakter samotnika. Dobrze czuję się w grupie, ale przychodzą takie chwile, gdy wolę pobyć sam, zostać ze swoimi myślami. Tak jest na przykład przed walką - rano wstaję, jem śniadanie, a potem skupiam się już tylko na niej.
Nie mam jeszcze planu na to, co zrobię ze swoim życiem po zakończeniu sportowej kariery. Wszystko zależy od tego, jak mi się będzie układało. Jeśli nie będę mógł z tego żyć, trzeba będzie szybko znaleźć jakiś pomysł na siebie.
Gdyby świat miał się dziś skończyć, nie odszedłbym spełniony - nie ożeniłem się i nie spłodziłem dziecka i nie zrobiłem w boksie tego, co chciałem. Jeszcze.