Jest małym chłopcem w ciele dorosłego faceta. Ma wielkie dłonie, dziwne natręctwa i naprawdę ciężki charakter. Nie ukrywa, że jest wrażliwy, nie raz pogubiony i że choć trochę w życiu spieprzył, to jednak więcej w nim dobra niż zła. Pomimo szesnastu lat na zawodowym ringu, boks dalej jest dla niego przede wszystkim wielką pasją. Nim kończę pytanie, o to czy zwątpił, że odzyska pas, bez zastanowienia odpowiada, że mistrzem będzie jeszcze na pewno.
O najtrudniejszej życiowej walce, planach na przyszłość, samotności, natręctwach,
o boksie i nie tylko – Krzysztof Diablo Włodarczyk.
Na zawodowym ringu zadebiutowałem szesnaście lat temu. Dokładnie pamiętam ten dzień. Trenowałem wtedy z Andrzejem Gmitrukiem i można powiedzieć, że to był wtedy taki mój sprawdzian, test moich umiejętności i mojej siły. Dostałem zawodnika, który wydawał się ciut silniejszy. Na pewno był bardziej doświadczony. Miał już za sobą siedem walk, na dodatek był mańkutem, co było dodatkowym utrudnieniem. Poradziłem sobie i już w drugiej rundzie znokautowałem go.
Gdyby nie boks, moje życie dobrze by nie wyglądało. Najpewniej zająłbym się czymś złym, nie byłoby to nic dobrego. Niektórzy z moich znajomych, którzy poszli inną drogą, dziś już nie żyją. Wydaje mi się, że los dał mi szansę i tak mną pokierował, żebym był w tym momencie tutaj i w tym miejscu. Na pewno dużo zawdzięczam mojemu tacie, który zawsze dążył do tego, żebyśmy coś osiągnęli. Pilnował byśmy byli ludźmi prawymi i żeby nie musiał się nas wstydzić, więc nie dało się inaczej.
Moi rodzice uprawiali sport i ja na pewno nie miałbym nic przeciwko, gdyby moje dzieci też chciały. Moja córka jest bardzo energiczna, więc myślę że gdyby to ode mnie zależało, dałbym ją do szkoły sportowej. Gdyby chciała boksować, pomógłbym jak tylko bym mógł. Na pewno dociekałbym dlaczego tego chce, czemu akurat boks sobie wybrała. Starałbym się znaleźć punkt zaczepienia, żeby zorientować się i wybić jej ten pomysł z głowy. Natomiast jeśli by się nie dało, pogodziłbym się z tym i starał się jej pomóc.
Uważam, że boks nie jest dla kobiet, że kobieta jest stworzona do wyższych celów. Boks jest bardzo męską dyscypliną sportu. Kobieta jakkolwiek by nie wyglądała i jakąkolwiek kobietą by nie była, jest zbyt ładną i delikatną postacią stworzoną przez Boga, do tego żeby uprawiać taką dyscyplinę sportu.
Sport nauczył mnie wszystkiego. Poprzez sport podchodziłem do wszystkiego innego. Nauczył żeby być dobrym człowiekiem... i tak, uważam, że takim jestem.
Nie byłem bity jako dzieciak. Na boks nie trafiłem dlatego, że ciągali mnie za uszy na podwórku, czy że pomiatali mną jak szmatą. Chciałem kimś po prostu w życiu być i osiągać wyższe cele niż wszyscy moi koledzy i społeczeństwo, chciałem czymś się wyróżnić. Tata pokazał mi Halę Mirowską, zapisał na trening i zabrał na salę która tętniła życiem. Wkręciłem się i tam już zostałem.
Mam nadzieję, że będę boksować jeszcze przez pięć lat i zarobię wystarczająco żebym się nie musiał martwić. Na pewno chciałbym działać w sporcie, szukać nowych adeptów, młodych talentów, pomagać nie tylko w boksie, ale i w innych sportach. Ciężko mi teraz powiedzieć w jakich, ale np. Czarek ma brata ciotecznego, który poszedł teraz do sportowej szkoły i gra w piłkę, więc może to być piłka, a może coś innego. Zobaczymy co będzie w pobliżu. Chciałbym pomagać i wspierać. Mam sporo kontaktów, wiedziałbym gdzie kogoś wysłać, żeby sprawdzić czy ma talent, czy jest po prostu zapaleńcem z pasją, która i tak się gdzieś tam skończy.
Pięściarz musi być zawzięty, uparty i nieustępliwy. Musi mieć w głowie plan i dążyć do celu. Pomocne jest wszystko, co doprowadza nas do tego, że możemy osiągnąć sukces, że chcemy być w tym miejscu a nie innym. Bardzo ważna jest też ambicja. Gdy walka ma dwanaście rund, a jest szósta i czuję, że padam, myślę sobie że nie mogę się poddać. Jeśli coś mi doskwiera, pojawia się jakiś mankament, staram się o tym nie myśleć i nie dać mu przewagi nade mną. Podsumowując: upartość, zawziętość, dążenie do celu i ambicja to cechy bez których nie można być dobrym pięściarzem.
Miałem dużo problemów, które przełożyły się na moją postawę podczas walki z Drozdem, ale nie mogłem zrezygnować z tej walki. Z jednej strony zostało mi to delikatnie narzucone, wiedziałem, że jeśli nie teraz, to już nie będzie już takiej szansy i że będę musiał oddać pas. Gdyby to było ze dwa miesiące później, walka najprawdopodobniej miałaby zupełnie inny obrót. Czasu jednak nie cofniemy, więc jedyne co mogę, to wykorzystać tamto doświadczenie.
Uważam, że na razie walka polsko-polska nie ma sensu. Prędzej czy później dojdzie do walki z Masternakiem, zresztą nie tylko z nim, ale też z kimś innym. Nim zaczniemy wybijać się nawzajem, trzeba najpierw zrobić coś dla siebie. Zobacz jak niewiele mamy tych jednostek, które liczą się na arenie międzynarodowej, nie mówię krajowej. Można nas policzyć na palcach jednej ręki, góra dwóch. Wzajemnie wybijanie się jest ryzykowne. Trzeba liczyć się z tym, że można się cofnąć o kilka szczebli, by na nowo odbudować swoją pozycję. Ani Mateusz, ani tym bardziej ja, nie mamy już na to czasu. Wiem jednak, że czas tej walki w końcu przyjdzie i jeśli pojawi się propozycja naprawdę dużych pieniędzy, to nie widzę najmniejszego problemu.
Pomimo lat spędzonych w ringu nie jestem znudzony boksem. Miałem takie momenty, że nie do końca mi się chciało, ale teraz znów można powiedzieć, że mam wenę. Jeśli widzę na horyzoncie nadchodzącą walkę, to naprawdę mi się chce i jestem jeszcze bardziej zmobilizowany. Boks dalej jest dla mnie pasją, sensem życia i pracą.
Pięściarze są wrażliwymi facetami. Nie wiem czy wszyscy tacy są, ale ja w każdym razie jestem bardzo wrażliwym facetem. Jestem też uparty i nieraz bywam nieprzyjemny, jeśli ktoś też taki dla mnie jest. Każdy człowiek chyba tak ma, że jeśli ktoś jest dla niego niemiły, on też się taki staje. Na pewno jednak mam jakieś plusy, a nawet więcej plusów niż minusów.
Jestem małym chłopcem. Dużym facetem, ale dzieckiem. Byłem ostatnio w Orlando i tam inaczej nie da rady funkcjonować, niż będąc małych chłopcem. Każdy facet mniej lub bardziej, dłużej lub krócej jest małym dzieckiem. To, że lubimy gadżety, nowe telefony, drogie samochody, to przecież też jest chłopięce. Jak byliśmy mali lubiliśmy fajne resoraki czy inne fajne zabawki, a teraz w miarę możliwości mamy ich zamienniki, inne fajne zabawki, które nas cieszą. Każdy facet jest dzieckiem i jeśli na stare lata nie wkładamy kapci i nie wchodzimy do bujanego fotela, to myślę, że zostaje tak na zawsze.
Nigdy nie wtrącałem się w sprawy między Tomkiem Babilońskim, a moimi kolegami i nigdy nie przekonywałem nikogo do Tomka, tylko dlatego że jesteśmy rodziną. Jeśli kiedykolwiek, komukolwiek dałem jakąś sugestię, żeby coś zrobił, to była to tylko i wyłącznie moja prywatna sugestia. Dawno temu ktoś inny prosił mnie, by porozmawiał z daną osobą i zasugerował to czy tamto, ale nigdy nie był to Tomek Babiloński.
Właściwie nie piję alkoholu, może raz lub dwa razy w roku. Alkohol nie jest mi potrzebny do dobrej zabawy. Inni potrzebują alkoholu żeby się bardziej cieszyć, bawić, rozluźnić. Ja się tak bawię bez alkoholu.
Najtrudniejszą walką w moim życiu była walka z samym sobą. W moim życiu różnie bywało i wiadomo, że sam byłem sobie winny, bo często robiłem nie tak jak powinienem. Dopadło mnie parę poważnych problemów i mam nadzieję, że wyjdę z nich sam. Sam narobiłem, sam muszę sobie poradzić. Nie są to problemy, z którymi najczęściej byłem kojarzony, więc nie jest to ani kolejna kobieta, ani kolejne dziecko. Bardzo poważne problemy, ale innego rodzaju. Mam jednak nadzieję, że sobie poradzę.
Nie mam tak naprawdę bliskich osób. One były gdzieś w moim życiu, ale to wszystko się pozmieniało. Czasy się pozmieniały, dla nich pojawiły się inne priorytety. Bardzo bliską osobą jest dla mnie trener, ale to jest innego rodzaju relacja. Mogę na nim polegać, wiem że może mi pomóc i że mogę się do niego zgłosić z problemami, ale nie ze wszystkimi, dajmy na to nie z tymi, które są w moim życiu teraz. Kiedyś na pewno byli ludzie, których mógłbym nazwać bliskimi, ale teraz wydaje mi się, że chyba już nie, zresztą czas pokaże.
Mam różne natręctwa. Dajmy na to ręce... niechętnie się witam. Ktoś podaje mi rękę, a ja nie wiem co on robił tą ręką chwilę temu. Osoba ubrana w garnitur, niekoniecznie musi być czysta. Mam też natręctwa związane na przykład z toaletą. Klamkę otwieram łokciem, wodę spuszczam nogą. Nie zamykam i nie podnoszę deski klozetowej ręką, tylko nogą. Sam nie trzymam porządku, ale jeśli jest osoba, która mnie mobilizuje to jak najbardziej. Nie wiem skąd to się bierze. Nie zawsze tak miałem, ale od dłuższego czasu tak.
Nie czytam złych opinii. Współczuję tym ludziom, którzy je wypisują i jest mi ich żal, że nie mają innych problemów. Muszą być naprawdę chorzy, skoro potrafią tylko krytykować. Z głupotą nie wygramy, bo głupotę reprezentuje większość. Nie uleczymy ich wszystkich, nie pokażemy im, że jest inaczej niż oni myślą, nie udowodnimy im niczego, ani tym bardziej nie będziemy robić sprzecznie ze swoją naturą.
Media zajmują się pierdołami. Wolą głupoty od tego, co jest naprawdę istotne. Ktoś puści głośno bąka na stadionie, albo zrzyga się na chodniku i jest wielkie wow. Ludzie robią rzeczy, które nie mają żadnego znaczenia w społeczeństwie i robi się z nich nie wiadomo kogo. Nie dostrzegamy tych, którzy naprawdę coś robią, a zajmujemy się ludźmi, którzy nic nie znaczą. Myślę, że ja, Tomek Adamek, Dariusz Michalczewski, Przemysław Saleta czy Andrzej Gołota, dużo zrobiliśmy dla promocji boksu w Polsce, ale jako sportowiec nadal czuję się niedoceniony.
Nie mam jednej konkretnej walki, którą mógłbym polecić. Trener pokazywał mi kiedyś bardzo bardzo fajną walkę – Diego Corrales - Jose Luis Castillo . Chłopak przegrywał walkę, siedział ze dwa albo trzy razy. Nie poddał się i wygrał przed czasem. Niestety dwa lata później zginął w wypadku motocyklowym. Lubię wszystkie te walki, które kończą się takim fajnym epizodem. Ktoś walczy, przegrywa i..nagle bach bach. Wszystko się zmienia.