Dzikie wiśnie sypią kwiatki. Wiatr tańczy z nimi Mendelsona. Różowe kwiecie zamiast różowych okularów. A wierzby płaczą coraz bardziej, obficiej, zieleniej. Śpiew ptaków zamiast budzik i cierpliwy snooze skowronka...
czyli znowu wiosna...
Rytuał zachwytów nad odradzającym się życiem rozpoczęty. Niedźwiedź w radiu opowiada o kwitnących na Myśliwieckiej mirabelkach. Moje kwitną tutaj, w naszym ogrodzie. Staję z głową w śliwkowym kwieciu, zwabiona zapachem i niezwyczajnym monotonnym hałasem.
Bzzzzzz, bzzzzzzzzzzzzzzz, bzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzz. Jeszcze próbuję pochwycić je wszystkie wzrokiem, próbując najpierw realnie ocenić stan zagrożenia. Nie dostrzegą mnie, zapracowane, a tyle ich, że nie zliczę. Wieczorową porą, kiedy namawiam cud-męża, by głowę pod śliwę wetknął, sprawy mają się poważniej. To już nie pszczoły a bąki, grubaśne, groźne, okazałe i tak samo jak wcześniej pszczoły i my sami – zarobione.
To nagłe poruszenie, zryw w przyrodzie, dające poczucie i pewność ciągłego ruchu jest w sumie krzepiące. Oprócz nas, są jeszcze i one, no i mrówki (które co wieczór czynią ze mnie cud-gospodynię, tak dokładnie muszę wysprzątać kuchnię, by nie zwabił ich z ogrodu żaden okruszek...) A i ze snu zimowego budzić się w końcu przyszło drapieżnym futrzakom. A zatem do roboty! Jakoś łatwiej to znieść, gdy częścią jest mainstreamu.
Czytam, zacytowane przez Małgorzatę Domagalik we wstępie do kwietniowego numeru „Pani”, słowa Ernsta Jüngera: „(...)Stawki, o które gramy żetonami, sąprzerażająco wysokie. Podobni jesteśmy do dzieci, które graja o ziarnka fasoli i nie wiedzą, że w każdym z tych ziarenek zawarte są możliwości majowych i kwietniowych cudów”. I przypominam sobie, bo tak łatwo zapomnieć o tym chłodną zimą, jak bardzo lubię maj i jak naj na niego czekam. I znowu obiecuję przeźyć go bardziej uważnie, w większym jeszcze zachwycie i skupieniu. Czy się uda? Już teraz wszystko wydaje się rozkwitać za szybko. Zupełnie jak z dziećmi. Kiedy stają się wyższe od ciebie, i to na boso, a twoje szpilki noszą już nie dla frajdy? Moje cuda. Lutowy, kwietniowy i lipcowy.
Wystarczy kwadrans. Niewiele, prawda? I w dodatku - naprawdę warto. Niewiele także trzeba pracy, właściwie prawie wcale. Pyszny, kojący kolor i cudowna, kremowa konsystencja. Spróbujcie koniecznie.
Lekki krem szpinakowy z miętą i awokado
Składniki: na 1 porcję
200 g świeżego szpinaku
1 ząbek czosnku
1 łyżka klarowanego masła
1 limonka
1 łyżka mascarpone
sól, pieprz
kilka gałązek świeżej mięty
½ awokado
kilka łyżek bulionu
Do podania:
kawałek dojrzałego mango
Przygotowanie:
1. W głębokiej patelni lekko dusimy czosnek na klarowanym maśle. Dodajemy umyte i osuszone liście szpinaku. Pozostawiamy na patelni przez kilka minut, aż zmiękną. Podlewamy kilkoma łyżkami bulionu.
2. Miksujemy. Dodajemy awokado, sok z połowy limonki, miętę i mascarpone. Miksujemy ponownie. Doprawiamy do smaku limonką, solą i pieprzem.
3. Podajemy z pokrojonym na kawałki mango. Dobry na gorąco, lekko ciepły lub zupełnie schłodzony.
Smacznego!