Jak z "u pana Boga za piecem" robi się "u pana Boga w ogrodzie" wiedzą tylko dzieci. Nam zdarzają się zdecydowanie mniej zabawne wpadki językowe. Ale są takie okoliczności, gdy stajemy się podobni do dzieci. Zdarza mi się już w Wigilię żałować, że na następną przyjdzie znowu tak długo czekać. Właściwie, gdyby dłużej się nad tym zastanowić – mam tak co roku. Tym razem było naprawdę pięknie, kompletnie w każdym z możliwych wymiarów. Mieliśmy czas dla siebie, na śmiech do łez wywołany wspomnieniami, prostowanie tychże lub też ustalanie właściwej ich wersji. W takich chwilach okazuje się, że każdy niemal zapamiętał co innego, lub inaczej sytuację odczytał. Czas, by odkryć, że kiedy już dorośliśmy wciąż jesteśmy do siebie podobni w drobnych odruchach, przyzwyczajeniach lub maniach. Czas na brydża, szachy, wszelkie gry planszowe, piłkę nożną na śniegu, spacery po lesie, bieganie (w tej aktywności akurat nie uczestniczyłam) i palenie w kominku. I choć cud-mąż nadal utrzymuje, że opinie o nim są mocno przesadzone tym razem sprawił mi prezent, który wywołał falę radości, aż po łzy. Pewnie Wam o nim jeszcze napiszę – o prezencie, o mężu też, rzecz jasna.
Postanowień noworocznych miałam nie robić. Zgodnie z tym, co kiedyś o tym myślałam. Dopóki nie trafiłam na stary kalendarz, w którym spisałam te z późnych lat 90 minionego wieku (jakkolwiek by to nie brzmiało). I okazało się, że niektóre z nich udało mi się wcielić w życie. Pomyślałam więc tym razem, że może warto jednak jakieś postanowienia poczynić, ale być w tym konsekwentnym. Przemyśleć je porządnie, a nie zatrzymywać w głowie doraźne refleksje, by następnie zmieniały się w zobowiązania, dręczące jak zgaga przez kolejne dni nowego. Daję sobie czas do końca stycznia. Następnie, jeśli okaże się, że jakoweś mam – spisać je wszystkie, by nabrały mocy. By wreszcie wrócić do nich w połowie roku i sprawdzić, w jakim punkcie się znalazłam. Robienie postanowień stało się chyba niemodne – nawet jeśli wielu je robi. A przecież nie ma w tym nic złego. Dobrze, że chcemy się zmieniać, że jesteśmy świadomi potrzeby zmian. Praca nad sobą jest i będzie zawsze czymś dobrym. Zmiany to przecież constans w naszym życiu. I każdy powód może być dobry. A że przypomina to trochę pospolite ruszenie? Szczególnie teraz wielu jest uprawiających sport, lepiej się odżywiających, odchudzających, rzucających palenie, dbających o linię… Wielu na starcie, do mety dobiegną nieliczni zapewne. Stanę obok nich, choć akurat takie postanowienia nie są moimi. Spróbujemy. Skoro zatem wróciłam do postanowień może przydałoby się także jakieś podsumowanie? Jest przecież równie ważne. Nawet jeśli zdecydowanie łatwiej jest obiecać coś sobie, niż obejrzeć się za siebie, by sprawdzić co wyszło z wcześniejszych postanowień.
Pomyślałam o podsumowaniu filmów, które obejrzeliśmy w minionym roku. Może znajdziecie wśród nich cos interesującego i dla Was. Kolejność nie do końca jest przypadkowa, bo akurat pierwszy z nich "In a better world" jest istotnie najlepszy, przynajmniej naszym zdaniem. Polecam!
PS. Przekornie filmów jest 11, ale może być ich więcej. Dajcie znać, jeżeli chcielibyście, by takie zestawienia pojawiały się tutaj od czasu do czasu.
"In a better world", Dania 2010, re
ż. Susanne Bier
"The kids are all right", USA 2010, re
ż. Lisa Cholodenko"Mother and child", USA 2009, re
ż. Rodrigo Garcia
"About time", Wlk. Brytania 2013, re
ż. Richard Curtis
"Połów szczęścia w Jemenie", Wlk. Brytania 2011, re
ż.Lasse Hallström
"Marigold Hotel", Wlk. Brytania 2012, re
ż. John Madden
"Caramel", Liban 2007, re
ż.Nadine Labaki
"The other woman", USA 2014, reż. Nick Cassavetes "Le premier jour du reste de ta vie", Francja 2008, reż. Rémi Bezançon
"Dans la maison", Francja 2012, reż. François Ozon
"We need to talk about Kevin", Wlk. Brytania 2011, re
ż.Lynne Ramsay