Zasiada z nami przy stole (może też jest łasuchem?), biegnie na autobus (a czasami za autobusem…), trzyma za rękę u dentysty, zasypia tuż obok (choć pewnie śpi niewiele, bo wciąż musi czuwać) i może też nie lubi wcześnie wstawać. Pewnie nie zawsze wstaje prawą nogą. Anioł. Anioł Stróż. Ma ręce pełne roboty, serce wypełnione dobrocią po brzegi, kieszenie pełne chusteczek, które mogą ocierać łzy bez końca. Być może przystojny a może misiowaty? Z całą pewnością trochę gapowaty (może akurat ogląda się za jakąś spodniczką?) – kiedy nie ustrzeże przed upadkiem, nie przypomni o zabraniu szalika, nie pomoże odnaleźć telefonu (no dobrze, od tego akurat jest św. Antoni…) sama też mogłabym być uważniejsza…
Lubię myśleć o tym, że jest tuż obok. Pogadać sobie z nim w wolnej chwili. Wygłosić w myślach monolog, który poprawi nastrój, doda otuchy. Bo dobrze jest wiedzieć, ze jest ktoś, kto czuwa i jest przy Tobie. Za nim jeszcze stoją Więksi. I to dopiero jest krzepiące.
I kiedy ostatnio w podróż samolotem wybierali się do nas rodzice przypomniałam im o tym. Pierwsze słowa taty, gdy już szczęśliwie przekroczył próg naszego domu? Anioły miały co robić! Zadziałały co najmniej dwa razy. I to jak!
Kiedyś, (o tutaj) zastanawialiśmy się z synkiem pierwszym, jak ma na imię jego Anioł Stróż. Może Piotr? Może wcale nie jest taki, jak go sobie wyobrażam. A może liczy się tylko fakt, że po prostu jest? I działa? Kiedy pożyczam foremkę do ciasta mojej przyjaciółce, a potem oglądam zdjęcia cuda, które upiekła, czytam, że to ciasto od Anioła. Uśmiecham się na myśl o tym. Ciasto od Anioła. Pięknie.
Taki to szczególny czas, gdy te Anioły wracają w różnych rozmowach i kontekstach.
Po raz kolejny piekę Angel Food Cake, uwielbiają go wszyscy w naszym domu. Znika błyskawicznie. Wędruje do szkoły w śniadaniówkach, rozwesela poranną kawę. Jest delikatne i lekkie jak puch, doskonale wilgotne i napowietrzone, cytrusowe w smaku. Podane z owocowym sosem prezentuje się pięknie, w sam raz na świąteczny stół. Aaa, i nie trzeba smarować foremki (a tego, nie wiem, jak wy, ale ja szczególnie nie lubię…) Jego smak robi takie wrażenie, jakby przygotowanie go było sztuką. A jest odwrotnie. Prosto i szybko. Polecam gorąco.
PS. Dobrze jest mieć do niego specjalną foremkę z kominkiem, na nóżkach. Nie zdążyłam (no dobrze – zapomniałam) zrobić jej zdjęcia, żeby Wam ją pokazać. Zerknijcie zatem tutaj. Angel Food Cake
Składniki: na formę z kominem o średnicy 20 cm
Na ciasto:
4 jajka
szczypta soli
1/2 szkl. mąki, przesianej
1/2 szkl. cukru pudru
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1/2 łyżki ekstraktu z wanilii
1/4 szklanki rozpuszczonej margaryny lub oleju*
1/4 szklanki soku z pomarańczy**
sok z 1/2 cytryny
Na sos truskawkowy:
400 g truskawek/malin/owocow lesnych
50 g cukru
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
Przygotowanie:
1. Nagrzewamy piekarnik do temperatury 180 stopni C. Przygotowujemy formę do pieczenia z kominem***, nie natłuszczamy jej!
2. W misce miksera ucieramy żółtka z cukrem; dodajemy ekstrakt z wanilii, sok z cytryny i pomarańczy, ubijamy dalej. Następnie wsypujemy mąkę, proszek do pieczenia. Wlewamy margarynę lub olej i dokładnie miksujemy.
3. Ubijamy na sztywną pianę białka ze szczyptą soli. Przekładamy do masy żółtkowej i całość dokładnie, jednak bardzo delikatnie mieszamy aż do połączenia, po czym przekładamy do przygotowanej formy.
4. Wkładamy do piekarnika i pieczemy 45-50 minut lub do suchego patyczka****. Po wyjęciu z piekarnika odwracamy jeszcze gorące do góry nogami i pozostawiamy w tej pozycji do całkowitego wystudzenia, minimum 3 godziny.
5. Następnie przy pomocy ostrego noża oddzielamy ciasto od formy.
6. W tym czasie przygotowujemy sos owocowy. W garnuszku mieszamy truskawki/maliny (możemy użyc mrożonych owocow) z cukrem i ekstraktem z wanilii i gotujemy na średnim ogniu przez 10 minut, aż owoce zaczną sie rozpadać. Zdejmujemy z ognia i odstawiamy do ostudzenia. Miksujemy, możemy także całość przetrzeć przez sitko, aby pozbyć sie pestek. Ciasto podajemy z sosem.
Uwagi:
*używam oleju
** najidealniej świeżo wyciskanego soku, ale może być także z kartonu
*** Specjalna forma, która bardzo ułatwia upieczenie tego ciasta jest widoczna tutaj, można jednak użyć zwyklej formy z kominem – kładziemy wówczas odwróconą formę na kominie np. na butelce lub puszce i efekt będzie taki sam. Chodzi o to, by ciasto "powisiało sobie do góry nogami, nie dotykając blatu i w ten sposób wystygło całkowicie. Temu zawdzięcza swoją lekkość i strukturę. ****bardzo ważne, aby ciasto było idealnie upieczone, jesli takie nie będzie - może się zdarzyć, że wysunie nam się z foremki, kiedy postawimy je do góry dnem...
Przepis na ciasto był do
łączony do foremki. Dziękuję Reni, która poczęstowala mnie po raz pierwszy tym ciastem i pożyczy
ła do wypróbowania swoją foremkę.
Smacznego!