Niby taka prosta rzecz a robi wrażenie. Oczywiście było by idealnie mieć świeże owoce morza ale umówmy się, realia mamy jakie mamy, potrzeba dania powstała ad hoc więc i produkty trzeba było szukać ad hoc. Znalazłam całkiem przyzwoitą mieszankę owoców morza, nie gotowanych (!) więc rozprawiłam się z nimi po swojemu i okazały się całkiem przyjemne. Zdjęcia nie ma, nie było nawet chęci zrobienia zdjęcia ale głównie dlatego, że był ferwor walki i presja czasu a potem po prostu za szybko zniknęło z talerzy. Uwierzyć musicie na słowo, ewentualnie zadzwońcie do Barka :-). Ładnie wyglądało i smakowało też całkiem nieźle. A może jeszcze zrobię to dorzucę fotki.
Składniki:
- 1 mieszanka owoców morza (koniecznie taka z ośmiornicami i małżami)
- 50 dkg krewetek (dużych, nie "robaczków")
- 2 lampki wina
- 2 łyżki masła
- 1 łyżka sosu rybnego
- 1 cebula biała
- 1 łyżka masła klarowanego
- 1 łyżka utłuczonej kolendry
- sól
- biały pieprz
- czarny makaron
- liście bazylii do dekoracji
Przygotowanie:
Na patelni rozpuszczam masło klarowane. Wrzucam pokrojoną w kostkę cebulę, czekam aż się zeszkli. Dolewam wina, sos rybny i mieszam aż połowa odparuje. Dodaję masło i kolendrę. W między czasie w 200 stopniach w piekarniku grilluje owoce morza. Trwa to maksymalnie 10 minut. Makaron gotuję al dente. Gotowe owoce morza, wrzucam na patelnię do sosu i gotuję przez około 5 minut. Solę i pieprzę do smaku. Dorzucam makaron, mieszam aby sos "oblepił" makaron i podaję z listkami bazylii.