Nie ukrywam, że to Bieszczady miały największy wpływ na to, że zabrałam się za zrobienie sera. Bundz u Nikosia rozłożył mnie na łopatki. Oczywiście mój domowy jest zupełnie inną bajką ale powiem Wam szczerze, że uczucie kiedy rano na śniadanie serwujecie swój własny produkt, nie zastąpi żadnego innego. Zachęcam Was do postawienia na dobry twaróg, wsiowy, nie sklepowy.
Tak się zdarzyło, że akurat mam dostęp do takich dobrodziejstw, więc u mnie na stole króluje świeże masło, jajka ze wsi i właśnie biały ser. Co ciekawe przepis, który Wam zaraz podam jest na ser żółty, jednak mój bardziej przypominał topiony... Hmm nie wiem co by było, gdyby poleżał trochę dłużej i "dojrzał" bo zniknął w ciągu dwóch dni :)
Składniki:
- 1 kg twarogu
- 1 litr mleka (3,2%)
- 1 jajko
- 1 łyżeczka soli
- 1 łyżeczka sody (jeżeli chcemy uzyskać dziury, ja niekoniecznie używam)
- pół kostki masła
Ja dodałam do smaku czarnuszkę i czosnek niedźwiedzi - dwa moje bieszczadzkie nabytki. Możecie eksperymentować z różnymi smakami, dodawać swoje ulubione zioła.
Przygotowanie:
Mleko wlewam do garnka, podgrzewam ale nie doprowadzam do wrzenia. Wkładam twaróg i gotuje aż zrobią się z niego gródki. W między czasie rozpuszczam w rondelku masło.
Kiedy ser zrobił się już grudkami odcedzam go od mleka, dodaję masło, sól, jajko i gotuję na bardzo małym ogniu aż całkiem się rozpuści i zrobi się taka ciągnąca masa. Wtedy dodaję przyprawy, mieszam dokładnie i wykładam na miskę wyłożoną folią aluminiową.
Trzymam w lodówce aż całkowicie się "zakrzepi".