ciekawe, że odkąd ostatnio tu pisałam zapowiadałam,
że od teraz to już naprawdę,
już regularnie,
już przynajmniej dwa razy w tygodniu
albo chociaż raz w tygodniu coś się pojawi.
a tu cisza.
niestety miałam powody.
ale na szczęście wszystko zakończyło się happyendem.
i teraz mamy już swój dom
mamy drugie maleństwo: kochaną, pogodną Manię,
zwaną nie bez powodu Królewną Śmieszką.
potworna diagnoza, którą usłyszałam w drugim miesiącu ciąży
uderzałaby zarówna w dziecko jak i we mnie.
i nie sprawdziła się -
Bogu dzięki.
do kuchni jednak wciąż długo nie było mi po drodze.
a jeśli zahaczałam, to tylko po to,
by zrobić coś sprawdzonego, co nigdy nie zawodzi,
wymaga mało pracy i czasu.
i niestety nie było to nic odkrywczego.
mogłam nawet umieszczać przepisy, ale nie miałam głowy do robienia zdjęć i w ogóle do bloga.
powoli dojrzewam do wdrażania nowości i chwytania za aparat..
jutro pojawi się zupa z cukinii.
bardzo prosta i szybka.
i nie zawodzi.
no i nie wymaga czasu, ani specjalnych zdolności kulinarnych.
wpisuje się w tematykę.
a przy tym ma obłędny, pozytywnie zielony kolor.
zapraszam!
PS. a może zaglądniecie do D.O.M.u – Dziennika Obywatelki Matki? tam też więcej szczegółów na temat tego, co działo się podczas mojej długiej nieobecności…