Jakiś czas temu dryfując po internecie trafiłam na pewnego bloga modowego. Na modzie się nie znam, dla mnie jest najważniejsze, żeby ubranie było wygodne i dobrze na mnie leżało. Oczywiście chcę wyglądać dobrze i czasem coś pokombinuję, ale bez szaleństw. Jak coś mnie gryzie, uciska, drapie i uwiera to przepraszam, ale się nie poświęcam żeby wyglądać pięknie. Wyglądam pięknie i bez tego ;) Nigdy w życiu nie wybrałam się nigdzie w szpilkach. Po prostu, mogłoby się to źle skończyć. Tak więc trafiłam na bloga modowego z czystej ciekawości, co to właściwie za twór - ten blog modowy. Nawet mi się spodobało samo oglądanie, bo lubię patrzeć na ciekawe pomysły w czyimś wydaniu. No i zdjęcia, czasami są naprawdę fajne.
Troszkę zboczyłam z tematu, bo nie o modzie chciałam dzisiaj napisać, tylko o czymś takim, co się nazywa wihlist. To znaczy lista życzeń. Autorka bloga pisała w poście jakie to kosmetyki i ubrania chciałaby w najbliższym czasie posiąść. Oczywiście z dokładnym opisem działania, marki, ceną, gdzie kupić i tak dalej, wraz ze zdjęciami, więc podejrzewam, że to tak nie do końca jej wishlista, tylko lista produktów aktualnie sponsorowanych. W każdym razie spodobał mi się pomysł i postanowiłam zrobić swoją wihlistę rzeczy, które chciałabym mieć jeszcze w kuchni, żebym mogła być totalnie szczęśliwa. W moim skromnym zaopatrzeniu pojawiły się już rekwizyty, bez których trudno byłoby mi się obejść. Moja przygoda z pieczeniem dopiero się zaczyna, więc nabyłam je w ostatnich latach. Dzięki nim właściwie zaczęłam coś w ogóle robić. A więc najpierw pokażę to co już mam, a potem napiszę co mi jeszcze brakuje. Pieczenie nie wyobrażam sobie bez:
1. wagi kuchennej:
Kupił mi ją mąż i naprawdę nie wiem, jak mogłam kiedyś bez niej żyć. Do odmierzanie mąki, cukru czy wody można użyć miarki, ale pozostałe składniki: cukier puder, migdały, orzechy, masło, kakao itp. itd. tylko na wadze.
2. ceramicznych form - do ciasta i tarty.
Kocham je. Po prostu. Ta po lewej to właściwie prezent ślubny, który zrealizowałam w ekskluzywnym sklepie z wyposażeniem domu, za bony upominkowe. Sama pewnie takiej drogiej bym sobie nie kupiła. Jest super, ma idealne wymiary do małych porcji ciasta, akurat dla nas. Ta po lewej to zwykła forma do tarty, no ale ja bardzo polubiłam piec tarty.
3. nie wiem jak to się nazywa, ale pamiętam, że używała tego jeszcze moja babcia, a ja bawiłam się, że to czarodziejska różdżka.
Przyznaję, że lubię wszystko przy cieście robić ręcznie i miksera, czy malaksera używam tylko jak trzeba szybko i dokładnie coś wymieszać. Ucieranie taką drewnianą gwiazdką sprawia mi dużo radości, poza tym ze składników wydobywają się stopniowo wszystkie aromaty.
4. malaksera z końcówką do ubijania białek.
Ręczne ucieranie, ubijanie, wyrabianie jest fajne, ale jak trzeba ubić białka, to urządzenie jest dla mnie niezastąpione. Ubija szybko i bezboleśnie. Zdecydowanie lepiej niż zwykły mikser.
5. nakładki na malakser do szatkowania.
Przydaje się do krojenia cebuli (nienawidzę tego robić nożem). Jeśli chodzi o wypieki, doskonale sprawdza się w rozdrabnianiu migdałów lub orzechów.
6. silikonowej maty
Zakupiłam ją w Ikei. Do wałkowania, wykrawania ciasteczek wyrabiania ciasta. Potem wystarczy zwinąć, przenieść do wanny, opłukać prysznicem - i posprzątane :)
7. specjalnej łyżki do kąpieli wodnej
Dodatkowo przedstawiam swój fotograficzny autoportret na tle kuchni. Ileż to razy męczyłam się wkładając zwykłą szklaną miseczkę do garnka z wodą, topiłam kuwerturę, a potem próbowałam wyjąć miseczkę nie wlewając wody do środka. Było to niewygodne, problematyczne i nie zawsze się udawało. Teraz już będzie lepiej. Łyżkę mam od niedawna.
Rekwizytów pomocnych w pieczeniu jest u mnie więcej, wymienię może jeszcze moździerz, silikonowe foremki do babeczek, oraz szprycę cukierniczą. Nie będę się rozpisywać, bo przeznaczenie powyższych jest raczej jasne. Mamy też z dżuniorem całą miskę różnych foremek do ciasteczek. Całe mnówstwo - motylki, gwiazdeczki, serduszka, autka, nawet Muminki i hatifnaty.
A moja wishlista na razie składa się z kilku rzeczy, których brak coraz bardziej mi doskwiera:
MŁYNEK DO KAWY
Ręczny, dobry, trwały. Tak w ogóle to widziałam kiedyś taki wymarzony na jarmarku w moim mieście, facet życzył sobie za niego chyba ze 3 stówki, ale mówił, że jest niezniszczalny i w dodatku mieli doskonale. Poza tym był ładny, naprawdę ładny. Gdybym miała trochę więcej kasy, myślę, że posunęłabym się do tego żeby go nawet kupić. Może bym i przepłaciła, ale w dobry młynek, tak jak w dobre buty - warto zainwestować ;) W każdym razie, nie tylko przydałby się do kawy, ale i do mielenia np. kaszy gryczanej na mąkę (mąka gryczana droga, a zdrowa, pasuje też do niektórych wypieków), mielenie niewielkiej ilości maku. Zdecydowanie mi go brakuje.
SUSZARKA DO GRZYBÓW (OWOCÓW, ZIÓŁ)
Pożyczam od teściów, ale kiedyś sprawię sobie swoją.
WYCISKARKA DO OWOCÓW
Na wiosenne i letnie drineczki, koktajle, soki. W sumie na razie nie miałabym jej gdzie postawić, ale w przyszłości - nie wykluczam
ostatnie i najbardziej pożądane
DOBRA LUSTRZANKA CYFROWA
Zdjęcia do bloga robię prawie siedmioletnim cyfrowym kompaktem, i choć go lubię, to jednak jego czas chyba niedługo przeminie. Wysuwany obiektyw się zacina. Baterie padają po zrobieniu kilkunastu zdjęć. Mąż gdzieś zgubił pokrowiec. Koniec. Tryb makro i rozdzielczość 5 megapikseli już mi nie wystarcza. Zdecydowanie aparatu najbardziej mi w tej chwili w kuchni brakuje.