Pach, minęły trzy tygodnie od ostatniego wpisu. Szczerze przyznam, że na eksperymenty w kuchni w ogóle ostatnio nie miałam ochoty, ponieważ dopadło nas znowu choróbsko. Mnie trochę mniej, dżuniora trochę bardziej - cóż uroki początkowego okresu chodzenia do przedszkola. Przedszkole przedszkolem, ale ja wszystko zwalam na tą pokręconą w tym roku pogodę, która mnie osobiście kompletnie wyprowadza z równowagi. Więc znów wizyty w przychodni, kiblowanie w domu, czosnek, leki i tak z małą przerwą, minęły dwa tygodnie. Przyznam, że brakowało mi w tym roku zimy, takiej prawdziwej, ze śniegiem i mrozem, który wytępiłby te wszystkie dziwne wirusy. Takiej, po której wszyscy wyczekują ze zniecierpliwieniem wiosny. Teraz natomiast jakoś nie czuję, że zbliża się lato. Wiem, maruda ze mnie, ale co ja na to poradzę, że jestem meteopatą i te wszystkie zamieszania pogodowe utwierdzają mnie w przekonaniu, że w tym roku panuje METEOPATOLOGIA.
Tymczasem odwiedziliśmy z rodzinką w sobotę opolską "Żarłostację", czyli kulinarny piknik blogerów, gdzie za zakupione uprzednio "żarłożetony" można nabyć smakołyki przygotowane przez opolskich blogerów kulinarnych. Było jeszcze dużo innych atrakcji, również dla dzieci. Nasz synek biegał od hula-hop do klocków, przez stolik z zabawami logicznymi, po miejsce gdzie można było przymierzać różne dziwne czapki. Kompletnie pochłonęło go wkładanie żelowych kulek nasączonych wodą do szklanych butelek. Przy stoliku z masą solną nie było akurat miejsca, więc żeby zaciągnąć go z powrotem do domu musiałam obiecać, że masą solną pobawimy się w domu. Oto efekt - kosz pełen wiktuałów :)
Przypominam przepis na masę solną:
szklanka zwykłej pszennej mąki
szklanka soli
troszkę mniej niż pół szklanki wody
łyżka oleju
Z dobrze wyrobionej masy tworzymy co tylko chcemy. My bardzo lubimy robić warzywka, pizzę, kiełbasy, sery, czekolady itp. do zabawy w sklep. Gotowe wyroby kładziemy na blachę i suszymy w ok. 100 C w piekarniku, 2 godziny z jednej i 2 godziny z drugiej strony. Do części ciasta dodałam barwnika spożywczego, dlatego brokułki (moje ulubione) i pory są już zielone.
Po wyschnięciu malujemy produkty. Najlepiej nadają się do tego zwykłe farbki wodne.
Moim numerem jeden tym razem jest arbuz :)