Lawendowo-kokosowy muffin z kaszy gryczanej ze śliwkowym twarożkiem, bananem i nerkowcami
Wczoraj, myśląć o matematyce...wymyśliłam muffina. Nie byle jaki, bo lawendowy i do tego z kaszy - nie wiedziałam, czy ten eksperyment się uda. "Raz kozie śmierć" - pomyślałam i po skończonej nauce zabrałam się za pieczenie, aby na rano mieć gotowe śniadanie (nawet w dzień, kiedy miałam przychodzić na drugą lekcję, ni stąd ni z owąd zaplątała się godzina chemii, w konsekwencji nie ma wytchnienia od 7:30). I ku mojemu wielkiemu zdziwieniu to chyba najlepszy jednoporcjowy muffin, jakiego jadłam do tej pory. Mocno pachnący lawendą, z wyczuwalną nutą kokosa, nadziany śliwkowym twarożkiem w bladoróżowym kolorze (o którego obecności zapomniałam podczas fotografowania :D). Wszystko tworzyło niebanalną kompozycję do powtórzenia od zaraz ;)
Przepis:
- 40 g białej kaszy gryczanej
- 15 g mąki kokosowej
- 60 ml mleka
- 1 jajko
- 2 świeże daktyle
- 1,5 łyżeczki oleju kokosowego
- 1 łyżeczka suszonych kwiatów lawendy
- 50 g twarogu
- ok. 5 małych śliwek
- dodatkowo: nerkowce + plasterki banana
- szczypta soli
- 1/2 łyżeczki proszku do pieczenie
- 1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
Kaszę z częścią kwiatów lawendy zalewamy wodą i odstawiamy do napęcznienia (kilka godzin). Po upływie czasu odsączamy na sitku i blendujemy z daktylami, samym żółtkiem, mąką kokosową, proszkiem do pieczenia i sodą. Dolewamy mleko, rozpuszczony olej kokosowy i ponownie blendujemy na gładką masę. Śliwki kroimy w kostkę i dusimy kilkanaście minut na małym ogniu, podlane wodą. Następnie odlewamy sok i odstawiamy do odparowania i wystygnięcia. Naczynie wykładamy papierem do pieczenia. Białko ubijamy ze szczyptą soli na sztywno i dodajemy do ciasta. Krótko i delikatnie mieszamy wszystko łyżką, tylko do połączenia składników, aby piana nie opadła. Przekładamy około połowę masy do naczynia. Śliwki blendujemy z twarożkiem i wykładamy łyżeczką na środek ciasta w kokilce. Przykrywamy resztą masy, wierzch dekorujemy plasterkami banana i posiekanymi nerkowcami. Pieczemy około 40 minut w 180 stopniach, a następnie zostawiamy do ostudzenia w lekko uchylonym piekarniku, albo jemy na ciepło.
Wczoraj, zupełnie przez przypadek, dostrzegłam pozytywne aspekty snu dłuższego niż 5 godzin na dobę. Wypoczęcie zaowocowało zastrzykiem energii przez cały dzień i dobrym nastrojem, chociaż nie wszystko szło zgodnie z planem. Skupienie w szkole wyglądało zupełnie inaczej - coś jakbym wreszcie wybudziła się z jakiegoś stanu półświadomości. Nawet (nie żebym się chwaliła) dodatkowe zadanie z chemii udało mi się zrobić przez przypadek, kiedy myjąc zęby podeszłam na chwilę do biurka, złapałam za ołówek i kartkę i rozwiązanie pojawiło się samo. Od wczorajszego poranka moja dewiza na życie to: "Od przyszłego tygodnia zaczynam ogarniać". Chyba wreszcie, po miesiącu, dotarło do mnie, że pora skończyć wakacje. Resetuję ten rok szkolny i zaczynam go od nowa. Ale od przyszłego tygodnia - zignorowałam dzisiejszy sprawdzian z matematyki, a w zamian zaczęłam powtarzać na bieżąco, by wreszcie nie zostawać w tyle. A co najważniejsze, zamiast wisieć w nocy nad książkami, wolałam rozprostować kości w łóżku i to chyba jednak działa - dziś znów obudziłam się przytomna :)
Miłej środy (pamiętajcie, że jeszcze dwa dni i weekend)! :)