Owsiane naleśniki z chia podane z serkiem, brzoskwiniami, malinami, syropem klonowym, kokosem i fistaszkami
Pewnego razu w ksiągarni przeglądałam ciekawy zbiór przepisów i moją uwagę przykuły właśnie takie piegowate naleśniki - na pierwszy rzut oka pomyślałam, że charakterystyczne czarne ziarenka to mak, byłam więc ogromnie zdziwiona, gdy przepis zdradził mi ich prawdziwą tożsamość. Od razu postanowiłam wypróbować coś podobnego w swojej kuchni. Niestety fundusze nie pozwoliły mi na zakup owej oryginalnej książki kucharskiej, zapamiętałam więc jedynie proporcje chia i mąki - a reszta przyszła sama. Tak powstały pierwsze w mojej karierze naleśniki bez jajka, dla bezpieczeństwa usmażone jeszcze wczoraj, a dziś jedynie wykończone świeżymi owocami i syropem klonowym (ukrytym pod furą wiórków kokosowych i fistaszków ;)). Nieczęsto jestem skłonna pokusić się na naleśniki na śniadanie, ale obiecuję sobie, że dla tych częsciej będę robiła taki wyjątek :>
Przepis:
- 40 g mąki owsianej
- 10 g nasion chia
- 1 łyżeczka oleju kokosowego
- szczypta soli
- 150 ml mleka
- 1 płaska łyżka skrobi/budyniu
- woda (ewentualnie)
Nasiona chia zalewamy mlekiem, mieszamy widelcem, aby nie powstały grudki i odstawiamy na około 20 minut. Gdy lekko spęcznieją ponownie mieszamy i odstawiamy jeszcze na kilka minut. W tym czasie mieszamy mąkę, sól i skrobię, rozpuszczamy olej kokosowy i dolewamy do mąk. Następnie dodajemy napęczniałe chia i mleko i misujemy dokładnie. Jeśli masa okaże się gęsta dodajemy wody (ja dolałam około 40 g). Odstawiamy jeszcze na około 20 minut. Teflonową patelnię rozgrzewamy (jeśli jej nie ufamy, można lekko posmarować tłuszczem) i na średnim ogniu smażymy naleśniki. Przed wylaniem każdej porcji ciasta na patelnię krótko je zmiksować, aby chia i mąka nie opadły na dno.
Chyba jestem dziś zbyt nieprzytomna, aby napisać tu cokolwiek. "Ochy" i "achy", które słyszę od rana na widok zaćmionego Księżyca nieco zagłuszają moje myśli, ale przyznam - wygląda niesamowicie. Rzadko tego typu widoki zapierają mi dech w piersiach, ale krajobraz dzisiejszej mgły unoszącej się w gąszczu traw oraz czuwający nad wszystkim rogal wiszący na niebie to naprawdę coś fenomenalnego. I dochodzę do wniosku, że... mam niesamowity widok z okna! :)
P.S. Po niemal dwumiesięcznym zwlekaniu wczoraj zmobilizowałam się, aby uzupełnić wreszcie zakładkę z przepisami - no jestem z siebie dumna :D