Kochani! Dziękuję za tak ogromny odzew na poprzedni post! Jestem tak zaskoczona ilością komentarzy i zainteresowaniem, dziękuję! To dodatkowo motywuje do działania i pisania :)
Dzisiaj chciałabym napisać kilka słów na temat moich ulubionych napojów. W końcu oprócz wody trzeba coś pić, a nie ma nic lepszego jak jesienny wieczór z kubkiem ulubionej herbaty czy kawy...
Jak pewnie już wiecie, uwielbiam kawę. Taką aromatyczną, paloną.. Coś pysznego. :) Od siebie polecam wszelkie ziarna z Etiopii - mają delikatny smak, z małą goryczką. Czasami mam okazji wypić taką z ziaren z Jamajki, która ma bardziej kwaskowaty posmak, co nie każdemu może przypaść do gustu, ale warto spróbować.
Od ponad roku jestem posiadaczką Chemex, jeden z lepszych prezentów. :) Jest to szklane naczynie, do którego wkłada się filtr, wsypuje się mieloną kawę i w odpowiedni sposób zalewa się gorącą (nie wrzącą!) wodą. Nie będę wnikać w sam proces parzenia, jest mnóstwo instrukcji w internecie. Ale według mnie jest spora różnica w smaku* - odpowiednia temperatura wody pozwoli wyciągnąć najlepsze aromaty i esencję kawy, i jej picie jest przyjemniejsze. A dodatkowo nie macie w kubku fusów, a te z filtra możecie wykorzystać na przykład do domowego peelingu kawowego!
* wszystko zależy oczywiście od rodzaju kawy. Jak dla mnie numerem jeden są te z Etiopii, ale te lepsze są droższe i trzeba zamawiać zwykle ze sklepów online. Czasami zdarza mi się kupić jakąś tańszą w spożywczym, a jeśli mam więcej pieniędzy, bardzo lubię Lavazza.
W przypadku
yerba mate nie mam jeszcze dużego doświadczenia - pierwszy raz piłam pod koniec tegorocznych wakacji, dodatkowo mam nieco zepsutą bombillę, która utrudnia mi picie :)
Moja przygoda z yerbą była zupełnie przypadkowa, bo dostałam ją w prezencie. Ale wiedziałam o jej właściwościach już wcześniej - pobudza bardziej niż kawa, nie powoduje tak gwałtownych zmian ciśnienia i ma znacznie więcej antyoksydantów. Mało kto wspomina, że jest o wiele bardziej moczopędna od kawki ;) Ale przy takiej ilości pozytywów, kto by wnikał w takie sprawy... ;)
Niektórzy mówią, że z początku yerba w smaku smakuje jak..papierosy czy sam tytoń - tak, osobiście spotkałam się z tym określeniem. Ja akurat dostałam chyba smaczniejszą yerbę, bo moja smakuje jak mocno zaparzona zielona herbata liściasta. Widziałam w sklepach przeróżne odmiany, są nawet o smaku pomarańczy czy cytryny, każdy może znaleźć coś dla siebie.
Trzeci faworyt, chyba o najdłuższym stażu, jest zielona herbata. Piłam ich mnóstwo, te lepsze i gorsze i każda miała swoje wady i zalety. Ostatnio mam okazję delektować się oryginalną senchą, a na wyjątkowe dni czeka matcha. Pierwsza jest dla mnie przepyszna, druga też, ale do jej smaku nie jestem jeszcze w pełni przyzwyczajona. Żałuję, że nie mam więcej matchy, jest tyle przepisów na desery z zieloną herbatą, że aż chciałabym spróbować :)
Myślę, że znajdą się wśród Was maniacy herbaty i kawy, napiszcie proszę, co lubicie, jakie smaki i co polecacie od siebie, chętnie wprowadzę je w życie!