Jest takie czarodziejskie miejsce, gdzie można odnaleźć taki smak jabłek, jaki zapamiętało się z dzieciństwa. Zapomniane odmiany, zapomniane smaki. Lubię wyobrażać sobie, że owoce są tam po prostu szczęśliwe. Rosną i dojrzewają na rozłożystych, dużych drzewach, zgodnie z rytmem natury. Niespiesznie, leniwie pławią się w słońcu i nabierają wigoru, by ostatecznie błyszczeć piękną skórką i oddawać cudowny smak w każdym kęsie. To cudowne miejsce to Ogrody Sabinu. Gdy jabłka dojrzeją, zaczynają karierę w gastronomii :) - w tym momencie często łączą się w pary z innymi owocami, by w końcu stworzyć rewelacyjne, przepyszne soki. Całkowicie naturalne, tłoczone i następnie pasteryzowane, bez dodatku cukru i substancji konserwujących.
Opowiadam o tym, bo miałam okazję spróbować kilku soków. Wiem, co mówię - są idealne. Popatrzcie sami, TUTAJ można je obejrzeć.
Jestem oczarowana ich smakiem!