Odkąd pamiętam była osobą typu ''sowa'', która wolała posiedzieć do późnych godzin nocnych, a rano po prostu sobie odespać. Nie lubiłam wczesnego wstawania, a słysząc rano budzik o godzinie 6.50 kiedy miała wstawać do szkoły, ze złości chciało mi się wręcz płakać, bo przecież tak mało spałam! Zarywałam nocki do 3-4 rano, a potem wychodziło tak, że w ciągu dnia nie miałam energii, byłam rozdrażniona, nie chciało nic mi się robić i wiecznie brakowało mi czasu. W gimnazjum było najgorzej, bo sypiałam może po 4 godziny i na nic nie miałam siły i ochoty...no bo nie oszukujmy się kto normalny dobrze funkcjonuje po tak małej ilości snu?! Rodzice starali się mnie pilnować i do godziny 23.00 (bo tak chodzą spać) miałam nadzór, ale później - hulaj dusza piekła nie ma ;)
Dopiero w klasie maturalnej w liceum postanowiłam wziąć sprawę w swoje ręce i coś zmienić. Nie mogłam znieść tego, że nie mam czasu na większość rzeczy, bo wstawałam za późno w wolne dni albo po szkole odsypiałam nieprzespaną noc. Chciałam to zmienić i to bardzo, bo brakowało mi czasu na treningi, naukę, spotkania rodzinne czy bloga! Ciągle to odkładałam, ale zmotywowałam się i postanowiłam to zmienić. U mnie metoda małych kroczków absolutnie się nie sprawdza, bo jestem osobą typu ''słomiany zapał'' i małe zmiany mnie bardzo męczą. Zmiana była ostra i szybka, ale skuteczna! Postanowiłam, że będę wstawać o w miarę realnej godzinie i padło na 5.00 rano - codziennie, niezależnie od tego czy jest to weekend czy dzień roboczy. Ten poranny czas wygospodarowałam sobie na przyjemności czyli treningi, spacery lub bloga, bo po szkole po prostu mi się nie chciało, a dochodziły też zajęcia dodatkowe z matematyki, lekcje i nauka na masę zaliczeń.
Na samym początku było mi bardzo ciężko. Nie mogłam się przestawić, ciągle byłam zła kiedy dzwonił mi budzik o 5.00, bo w nocy ciężko mi się zasypiało. To była bardzo drastyczna zmiana, bo z osoby, która zasypia po 1.00 musiałam zmienić się na osobę chodzącą spać o 21.00. Pierwszy miesiąc to były istne męczarnie, ale nie poprzestawałam i cisnęłam. Motywowało mnie to, że przed szkołą mogę sobie na spokojnie zrobić trening kiedy cały dom jeszcze śpi :) I wiecie co? To była jedna z najlepszych decyzji w moim życiu! Nagle zyskałam dodatkowe godziny, a z rana udawało mi się zrobić większość rzeczy ''to do''. Lepiej mi się uczyło, zaczęła regularnie ćwiczyć bo wreszcie miałam na to czas i od razu zmienił się mój nastrój, z którym było ciężko. Miałam czas też dla rodziny, bo gdy z rana sobie wszystko mniej więcej ogarnęłam to później mogłam na spokojnie towarzyszyć rodzince przy popołudniowej kawie. Nie macie pojęcia jak pięknie jest o świcie, kiedy ptaki śpiewają i jest tak cicho...robię trening na spokojnie, nie goni mnie czas, bo rano on jakoś wolniej płynie :) Rano też mogę odpalić komputer, naskrobać coś na bloga albo w ciszy i spokoju się pouczyć. Nikt do mnie nie mówi, nikt nic ode mnie nie chce...to jest mój czas i jestem tylko ja i poranek :) Cudowne uczycie!
Wiecie co najbardziej mnie zaskoczyło w tej zmianie? Nie to, że mam więcej czasu, ani nie to, że poprawiło się moje samopoczucie, ale to, że w końcu się wysypiam! Chodzę spać góra po 22.00 i przesypiam jednym ciągiem to 7-8 godzin :) Dodatkowo dochodzi satysfakcja, że założony cel się udaje, a ja jestem bardzo zawzięta i zawsze brnę do końca założonych sobie celów :D
Jestem ciekawa jak to jest u Was? Jesteście nocnymi sowami czy rannymi ptaszkami? A może chcecie się dowiedzieć jak zacząć tak wcześnie wstawać? Poznać moje triki, które umożliwiły mi taką diametralną zmianę? Dajcie znać w komentarzu! :)