Zdecydowałam się napisać dzisiejszy post na wyraźną prośbę kilku dziewczyn z którymi od jakiegoś czasu jestem w stałym kontakcie mailowym. Mam jednak nadzieję że ten tekst pomoże także innym osobom zmagającym się z zaburzeniami odżywiania, oraz będzie swego rodzaju drogowskazem dla rodziców często zagubionych i osamotnionych nastolatek.
Nie jest tajemnicą i kilkukrotnie wspominałam o tym w dyskusjach na blogu, że przestałam prowadzić osoby zmagające się z zaburzeniami odżywiania, w tym z anoreksją.
Wielokrotnie byłam pytana o powody tej decyzji, i wielokrotnie mówiono mi jak ciężko jest wyjść z zaburzeń ponieważ dietetycy nie chcą pomagać. Pozwólcie że usprawiedliwię dietetyków, oraz samą siebie.
Prowadziłam w sumie 6 osób z zaburzeniami odżywiania. Z dwiema miałam bardzo duży problem ponieważ ukrywały prawdę. Oficjalnie zależało im na leczeniu, na wyjściu z zaburzeń, ale tak naprawdę robiły wszystko aby dalej niszczyć sobie zdrowie. Tworzyły swego rodzaju iluzję leczenia. Z perspektywy czasu wydaje mi się że albo traktowały mnie jak wróżkę która w cudowny sposób, bez zaangażowania ich samych, pomoże wyjść z choroby. Albo chciały mieć alibi przed rodziną.
Kiedy orientowałam się co jest grane, czułam się oszukana. Czułam ogromną przykrość. Miałam wrażenie że cała moja praca, czas, zaangażowanie, idzie na marne. Czułam jak uchodzi ze mnie energia. W końcu doszłam do wniosku że kosztuje mnie to za dużo zdrowia, a ja chcę pracować z osobami które chcą zmian. Chcą iść do przodu. Walczyć o siebie.
Dietetycy z którymi mam kontakt potwierdzają moją opinię. Potwierdzają ją też dziewczyny które się ze mną kontaktowały, a którym odmówiono pomocy w gabinecie dietetyka właśnie z tego powodu.
Po jednej z dyskusji na temat anoreksji w komentarzach na blogu napisała do mnie maila dietetyczka która przez pomoc anorektyczce miała bardzo duże problemy. Napisała aby mnie ostrzec. Została oskarżona przez rodziców dziewczyny o niszczenie zdrowia, podczas gdy to pacjentka nie stosowała się do zaleceń. Zwróciła też moją uwagę na to, ile jest w sieci wpisów, forów o tym, jak wyjść z anoreksji czy innych zaburzeń i nie przytyć. To przerażające.
Wiem że odmowa pomocy jest krzywdząca dla tych dziewczyn, które chcą sobie pomóc. Ale jak ich rozpoznać? Jak pomóc innym, jednocześnie chroniąc samego siebie?
Zaburzenia odżywiania czyli anoreksja, ortoreksja, bulimia czy jadłowstręt atypowy, są zaburzeniami natury psychicznej i wymagają kompleksowego podejścia. Trzeba mieć świadomość, że nie biorą się z powietrza. Nie powstają nagle. Mają swoją przyczynę i zawsze trzeba tej przyczyny szukać. Szukać tego zalążka. Punktu A. I zawsze trzeba spojrzeć na pacjenta indywidualnie.
Miałam szesnastoletnią pacjentkę która przychodziła z mamą. Nie pracowałyśmy online. Przychodziły do mnie do domu. Dziewczyna miała za sobą leczenie w ośrodku. Ja nazywam to tucznią. Oszczędzę Wam szczegółów. Płakać się chce. Buły, parówki, tłuste pasztety i ubezwłasnowolnienie. Byle utyła. Istna tucznia. Jeśli masz mniej niż 16 lat do umieszczenia Cię w takim ośrodku nie potrzeba Twojej zgody. Decydują rodzice. We mnie zawsze był i będzie bunt na brak logiki. Schudła, wpędziła się w chorobę, bo nie akceptuje siebie. Czuje się niekochana, brzydka, niefajna, samotna. I teraz ktoś każe jej jeść to co ją obrzydza, byle utyła. Jaki jest finał tej historii? Powrót do punktu wyjścia. Start zaraz po przekroczeniu murów tuczni.
Aktualnie dziewczyna jest zdrowa. Ale leczenie było bardzo długie. To był proces, wymagający czasu, ale przede wszystkim poznania i przepracowania przyczyn, które doprowadziły ją do zaburzeń. Ja pomogłam dietą. Psycholog pomógł uwierzyć w siebie i znaleźć radość życia bez przeglądania się w czyichś oczach.
Dlaczego o tym piszę? Aby uświadomić jak ważne jest znalezienie początku. Przyczyny. Są osoby które potrafią pomóc sobie same. Większość potrzebuje pomocy psychologa i to nie jest żaden wstyd. Żadna ujma. Ci ludzie po to się tyle lat uczyli, aby teraz świadczyć pomoc tym którzy tego potrzebują.
Nie bójcie się prosić o pomoc.
Rodzice młodych dziewczyn. Bądźcie. Patrzcie, obserwujcie. Dzisiejszy świat nie jest łatwy, dlatego dziecko musi wynieść z domu solidny fundament. Musi wiedzieć że jest kochane, że ma oparcie, że zawsze może na Was liczyć. Że jak zrobi coś złego, popełni błąd, to będzie spokój, normalna rozmowa, pełna zrozumienia. Bo kocha się mimo wszystko. Jeśli jest afera i krzyk, młody człowiek następnym razem nic Wam nie powie. Zamknie się w sobie i zacznie oddalać. A jak się oddali, nie wyłapiecie momentu w którym coś niedobrego zacznie się dziać. Rozmowa, rozmowa, rozmowa. Pytajcie, ale tak szczerze, z zainteresowaniem. Bądźcie blisko.
Jeśli czytają mnie mamy dzieci kilkuletnich, wypracowujcie drogę dialogu już teraz. To ogromna inwestycja na przyszłość. Dziecko które przychodzi opowiedzieć o tym co było w przedszkolu, ze swoim małym dziecięcym problemem i czuje że mamę to interesuje, bo dopytuje, coś podpowie, doradzi, jest wsparciem, przyjdzie z problemem jak będzie miało lat szesnaście. Przyjdzie bo jest tego nauczone. Bo wie że drzwi są otwarte.
Pracujcie nad dialogiem. To zaoszczędzi Wam wielu problemów w przyszłości.
Wracając to tematu głównego. Zaburzenia odżywiania najczęściej dotyczą dziewczyn między 15-tym a 18-tym rokiem życia.
Zaczyna się bardzo niewinnie. Z diety usuwane są kaloryczne potrawy, potem te zawierające tłuszcz, dalej owoce. "Ale bez obaw. Wszystko pod kontrolą. Nic niepokojącego się nie dzieje". Kolejny etap to intensywne ćwiczenia fizyczne. "Nic takiego. To przecież zdrowy styl życia". To usypia czujność wielu rodziców.
Ale mimo diety i ćwiczeń dziewczyna dalej postrzega siebie jako grubą i nieatrakcyjną. Bywa że sięga po leki moczopędne i ograniczające apetyt.
Momentem przełomowym są zaburzenia hormonalne z zakresu tzw. osi podwzgórze–przysadka–nadnercza i gonad, co prowadzi do braku miesiączki (przed okresem pokwitania) lub zatrzymania miesiączkowania (po okresie osiągnięcia dojrzałości płciowej). Dla wielu osób to sygnał alarmowy. Dla wielu niestety nie. Nie ma miesiączki, jest wolność. Ale czas leci. Zawsze wtedy tłumaczę dziewczynom że przyjdzie moment w którym będą chciały zostać mamami. Mieć dziecko. Co wtedy? Układ hormonalny może się tak rozłożyć, że może się to okazać niemożliwe. Wtedy będzie płacz i załamywanie rąk nad własną (przepraszam za dosadność) głupotą młodości.
Dalej mogą pojawić się zaburzenia stężenia hormonów tarczycy, insuliny, zaburzenia wodno - elektrolitowe, bladość, łuszczenie się i suchość skóry, obniżenie temperatury ciała, zaniki mięśniowe, obniżenie ciśnienia krwi, zmniejszenie częstotliwości akcji i zaburzenia rytmu serca. Często także omdlenia,zaparcia, próchnica zębów, stany zapalne błony śluzowej żołądka czy niedokrwistość.
Dziewczyna zaczyna tracić kontrolę nad sobą i najczęściej ma tego świadomość. Wpada w spiralę ale nie wie jak z tego wyjść. W swojej walce najczęściej jest zupełnie sama.
Co masz zrobić jeśli chcesz z tego wyjść?- Daj sobie pomóc. Jeśli nie masz oparcia w rodzicach zwróć się o pomoc do lekarza. Choćby z przychodni. Opowiedz mu o sobie. Poproś o skierowanie na szczegółowe badania. Krew z rozmazem, mocz z rozmazem, TSH, lipidogram, witamina D3, B12, żelazo, ferrytyna, magnez, potas, cynk. Dosłownie wszystko. Poproś także o namiar na dobrego psychologa, ale takiego który specjalizuje się w zaburzeniach odżywiania. Na internetowych forach na pewno znajdziesz namiar na specjalistę w Twojej okolicy. Nie wstydź się. Masz prawo szukać pomocy. To żadna ujma.
- Czeka Cię trudna droga i miej tego świadomość. Nie raz będziesz płakać. Nie raz będziesz chciała dać sobie spokój. Nie patrz do tyłu. Tam jest tylko mrok. Patrz tylko przed siebie. Życie przed Tobą.
- Nie szukaj w sieci informacji o tym, jak wyjść z zaburzeń i nie przytyć. Masz wyniszczony organizm. Aby go odbudować konieczny jest wzrost masy ciała. Stawką jest Twoje zdrowie, a nawet życie.
- Wychodzenie z zaburzeń to proces. Nie łudź się że nagle zaczniesz jeść 2000 kcal. Twój żołądek jest ściśnięty. Potrzebuje czasu aby dojść do normalnych rozmiarów. Jeśli ktoś każde Ci jeść za troje, wiedź że jest to niemożliwe i nawet się za to nie łap, bo zapłacisz za to frustracją i zniechęceniem. Kaloryczność należy zwiększać stopniowo. Inaczej nabawisz się wzdęć, gazów, bóli brzucha i kolek jelitowych. A wtedy wszystkiego Ci się odechce.
- Ważne w Twojej diecie jest białko zwierzęce. Mięso, jaja. Konieczne są też witaminy z grupy B i magnez więc zaprzyjaźnij się z kaszami, orzechami, pestkami (koniecznie zmielone). Kluczowe są kwasy tłuszczowe z rodziny Omega 3 więc oliwa z oliwek, olej rzepakowy i wszelkie inne roślinne.
- Proporcje Twojej diety to 40 % tłuszczu, 20 % węglowodanów w postaci kasz, 25 % białka, 10% warzyw, 5% owoców. Na początku nie jedz makaronów i ziemniaków. Staraj się unikać czystego mleka krowiego wybierając sery twarogowe. Ser biały, ricotta, mozzarella. W każdym posiłku musi być białko. Możesz jeść żółty ser, ale nie na początku. Jest ciężki na żołądek. Jedz też awokado. Nawet jedno co drugi dzień. Jedz soję i mleko sojowe z uwagi na fitohormony. Pamiętaj jednak aby była to soja ekologiczna, nie GMO.
- Jedz co 2 godziny, małe porcje.
- Nie jedz fast foodów, słodyczy, słonych przekąsek, parówek, gotowizny. Podrażnisz tylko błonę śluzową żołądka i nabawisz się niestrawności.
- Z uwagi na zawartość lignanów które w naturalny sposób regulują poziom hormonów, dzień kończ łyżką oleju lnianego. Dzień natomiast zaczynaj glutkiem z siemienia. Ochroni "starganą życiem" błonę śluzową żołądka.
- Przyjmuj probiotyki.
- Konieczna będzie też suplementacja, ale o niej zdecyduje lekarz.
Jeśli macie jakieś pytania.Piszcie.