Niech nie przeraża grubość powieści "Małe Życie". Ponad osiemset stron książki, a napięcie i tajemnica są budowane w intrygujący sposób, że nie sposób oderwać się od tej historii. Sięgnęłam po nią po audycji "Z najwyższej półki" pana Michała Nogasia i jego czytelniczym poleceniom jakich udziela w radiowej Trójce. I przyznam, że się nie zawiodłam!
Ogólnie rzecz ujmując "Małe Życie" Hanyi Yanagihary jest o czwórce przyjaciół znających się od czasów szkoły, mieszkają oni w Nowym Yorku i towarzyszymy im przez ponad trzydzieści lat życia. Na pierwszy plan już po pierwszym rozdziale zaczyna wybijać się Jude i jego relacja z Willemem i innymi bohaterami. Z każdą stroną upewniamy się, że tak na prawdę karty powieści zdominuje jedna postać do której wszyscy będą się odwoływać, dążyć i ratować.
UWAGA! Teraz będą rozwijane przeze mnie wątki, które są uważane za spoilery.
Nie mogę przestać myśleć o tej historii. W trakcie czytania, a trwało ono około trzech tygodni z racji różnych obowiązków uczelnianych, byłam nią zupełnie pochłonięta. Zadawałam sobie pytania o przyczynę samotności Jude'a. Do końca wierzyłam, że może przydarzy się cud i Willem, Harold, Julia, Andy i wszyscy inni przyjaciele pomogą mu wyjść z tego chorobliwego stanu wstydu, poczucia winy i braku własnej wartości. Opisy samookaleczeń były tak obrzydliwe, naturalistyczne, a zarazem... niebezpiecznie fascynujące. Zło zawsze jest w mniejszości, co nawet widać w życiu Jude'a, a niestety najbardziej zło się je pamięta. I to ono odciska największe piętno.
Wielokrotnie się zastanawiałam co bym zrobiła w sytuacji Willema, gdy osoba, którą bym kochała kategorycznie odrzucałaby moją pomoc. I nie można byłoby nic zrobić poza okazywaniem miłości przekraczając niekiedy granice wolności drugiej osoby np.: przymusowo ją hospitalizując. Albo gdybym miała być świadkiem jak ukochana osoba krzywdzi się uważając, że zasługuje na samoukaranie. Albo co gorsza być w sytuacji Jude' a, który nie potrafi przyjmować życzliwości, miłości i przyjaźni, dopatrując się u wszystkich nieszczerych intencji albo perwersyjnych pobudek. Mając wokół siebie tyle osób, które go kochały on wciąż żył przeszłością, która zaważyła na jego życiu. Albo być jak Harold i Julia, którzy kochając swojego adoptowanego syna muszą zmierzyć się z jego "ułomnościami".
Na pewno jest to książka bardzo amerykańska, bardzo postmodernistyczna. Brak osadzenia czasu, konkretnych ram społecznych - politycznych sprawia, że mogłoby to się stać zawsze a to jest atutem. Co więcej książka jest reklamowana jako o przyjaźni czterech mężczyzn. Ale czy na pewno? Osobiście uważam, że książka jest o jednym bohaterze, którym jest Jude. Pozostali stanowią jego tło, albo nawet jeśli mają oddany głos to widzimy Jude'a ich oczami. Ich świat kręci się wokół niego.
Należy zauważyć, że wiara i kościół katolicki został przedstawiony bardzo negatywnie. Przez brata Luke'a, brata Pavla i innych, którzy go bili i wykorzystywali jeszcze w zakonie. Można się zastanawiać, czy gdyby Jude spotkał prawdziwie dobrych, Bożych ludzi to jego życie byłoby zupełnie inne. Niewiarygodne jest, że jedną osobę spotykałoby takie pasmo nieszczęść jak Jude'a. Momentami fabuła jest wręcz przerysowana, niewiarygodna, ale nie da się jej odrzucić. Czytając próbowałam sobie wizualizować ją jak film i czasem było to przerażające i wręcz nie do zniesienia. Nie chciałabym oglądać takiego filmu, byłby ponad moje siły. Wspomnieć należy, że pojawiały się wątki homoseksualne niekiedy będące tylko tłem akcji, innym razem wplecione jako "zwyczajne" relacje międzyludzkie tak jak w przypadku Jude'a i Willema.
"Małe życie" we mnie zostało. Jest to powieść niesamowita, niezwykle szczegółowa i pociągająco mroczna. Jestem nią wstrząśnięta a jednocześnie zasmucona. I najgorsze a zarazem najlepsze, że nie można jej porzucić w momencie, gdy zaczyna się robić niebezpieczna.
Małe Życie
Hanya Yanagihara
Wydawnictwo W.A.B.