Witam Was wszystkich :)
Znowu jakiś czas mnie tu nie było. W mojej głowie zawsze kłębi się wiele pomysłów, ale rzadko są na tyle dobre, żeby przelać je "na papier". Szukając weny nic nie znalazłam, a dzisiaj przeglądając fb natknęłam się na bardzo piękny i inspirujący post, który natchnął mnie do pisania.
U każdej osoby w życiu następuje chwila na różne przemyślenia. Czasem małe dzieci, ciekawe świata i głodne wiedzy zadają najwięcej pytań i zastanawiają się nad rzeczami, na które starsze osoby nie poświęcają już w ogóle czasu. Bo po co? Bo to głupie, nielogiczne... Ale czasami dobrze pobawić się w takie małe dziecko, którego przemyślenia są najbardziej obiektywne i prawdziwe. Nie jest ważne, ile mamy lat. Każdy może czasem "pofilozofować" i wyciągnąć odpowiednie wnioski ze swojego życia i - być może, ale tylko być może - postarać się coś zmienić.
Właśnie dzisiaj bawiłam się w takie nieświadome niczego dzieciątko - niby mędrca, niby głupca.
Historia mojego życia nie jest usłana różami, co pewnie już wiecie, a jak nie... to w sumie nie musicie, bo to akurat nieistotne. Każdego w życiu spotyka coś niemiłego, każdy coś traci. Każdy człowiek czasem zastanawia się nad sensem życia. Każdy człowiek rani i jest raniony. Ale mimo tego są na świecie ludzie szczęśliwi. Bo szczęście to nie jest stan, w którym wszystko nam się udaje i przydarzają tylko najmilsze rzeczy, nie. Tak naprawdę wszystko zależy od tego, jak Ty patrzysz na swoje życie i co z nim robisz. Nie ma dobrych i złych wydarzeń. To my nadajemy im cechy. Może czasem dobrze jest spojrzeć na coś w innym świetle? Jeśli ktoś w rodzinie jest bardzo chory i gdzieś głęboko w środku czujesz, że dużo czasu Wam nie zostało... zamiast zamartwiać się tym i szukać coraz to nowych terapii i super-cudownych uzdrawiających, prawie że magicznych i niemożliwych metod... może poświęć tej osobie jak najwięcej czasu? Bo często w takich przypadkach oddalamy się od siebie. Dlaczego? Bo się boimy, cholernie się boimy. Ludzie to tchórzliwe istoty, a czasem też naiwne. Myślimy, że jeśli nie przyjmiemy czegoś do wiadomości, to ta rzecz się zmieni. Myślimy, że możemy odkładać niektóre rzeczy na później, bo przecież można to zrobić później. Chcemy, żeby było to możliwe. Jednak czasem "później" nie nadejdzie. I co wtedy? Jest nam z tym źle. Czujemy się podle i obwiniamy się o wszystko. Bo może gdybyśmy coś zrobili w odpowiednim momencie to wszystko potoczyło by się inaczej... Może by tak było, może nie. Skłaniam się jednak ku drugiej opcji, bo są takie rzeczy, na które nie mamy w życiu wpływu. Czy to oznacza, że mamy się tym zamartwiać i nic nie robić? Nie, wręcz przeciwnie! Skoro nie mamy na coś wpływu, to najlepiej się w ogóle tym nie przejmować. Wracając do spędzania czasu z bliskimi, chorymi czy zdrowymi - spędzajmy z nimi jak najwięcej czasu, twórzmy miłe wspomnienia. Nie myślmy o tym, co będzie jutro, bo jutro może nie nadejść. Jutro jest odległe - " to za tysiąc lat" (+10 pkt. dla tego, kto wie o co chodzi c:) Nie róbmy planów na "kiedy ukończę szkołę, od Nowego Roku, kiedy wyzdrowieję" - zrób to teraz. Zacznij. Żyj trochę bardziej. Nie twierdzę, że plany są złe. Jestem fanką planów, już teraz martwię się maturą i studiami, a przede mną jeszcze długa droga. Dobrze jest myśleć o przyszłości, ale... czy dobrze jest się zadręczać czymś tak odległym? Poza tym, plany czy postanowienia, są ciężkie do spełnienia. Więc jeśli chcesz coś zrobić, to zrób to teraz. Zmotywuj się, a nie pożałujesz.
Zamiast unikać jakichś rzeczy, bo się ich boimy... przełamujmy nasze lęki. Bądźmy nieustraszeni.
Bo nieustraszonym nie jest ten, kto niczego się nie boi (ten ktoś jest po prostu głupcem), ale ten, kto potrafi stanąć naprzeciw swoim słabościom i zwalczyć swoje lęki. Czasem nasze słabe strony tak naprawdę ukazują się być tymi mocnymi.
Ponieważ życie jest krótkie, ulotne... nie marnujmy naszego cennego czasu na smucenie się, nienawiść do siebie, użalanie się nad sobą. Nie róbmy z siebie ofiary. Jak już wcześniej wspominałam - wszystko zależy od naszego podejścia. Uwierzmy siebie, w nasze możliwości. Choć raz. Pamiętajmy, że wszystkich nie uda nam się zadowolić i nie przejmujmy się tym, co mówią.
Życie zaczyna się doceniać głównie wtedy, gdy kogoś tracimy lub dzieje się coś równie tragicznego. Tak było ze mną. A jak jest z Wami? Potraficie docenić to co macie? Bo niektórzy oddaliby za to wiele, podczas gdy Wy tego nie szanujecie.
W skrócie - gdy życie uderza w Was swoimi najmocniejszymi ciosami, odpowiedzcie mu swoimi najpiękniejszymi uśmiechami. Nawet gdy macie gorszy dzień i macie wszystkiego dość... To minie. Trzeba się podnieść i iść dalej. Nie oglądając się do tyłu.
***