Czekam.
To chyba najgorszy, a za razem i najlepszy tydzień w moim dotychczasowym życiu. Najgorszy, bo wiąże się z wyczekiwaniem, ciągłym rozmyślaniem i lekkim zdenerwowaniem, a najlepszy, ponieważ to tydzień bez szkoły, podkrążonych od niewyspania oczu, sprawdzianów i kartkówek. Taki luz, ale kontrolowany przez emocje związane z nadchodzącym wydarzeniem na literę "M".
Przygotowuję się, ale jakoś tak bez przesady. Uczyłam się trzy lata w liceum i trzy w gimnazjum. Skupiłam się na powtórzeniu materiału z biologii. Ćwiczę chemię - rozwiązuję zadania ze zbiorów Witowskiego. Przypominam sobie epoki na język polski. Robię arkusze z matematyki (zrobiłam już dwa - został mi jeden).
Myślę, że przed pierwszym egzaminem wrócę do najważniejszych lektur. Choć codziennie przy zwykłych czynnościach staram się coś sobie przypominać. Rozmawiam z mamą i siostrą o tym, co działo się w "Zemście" lub "Skąpcu". Takie powtórki są najlepsze!
Kiedy mam wolną chwilę, to zastanawiam się nad życiem po maturze. Nie nad studiami, ale nad wakacjami. Długimi. Chciałabym gdzieś pojechać, odpocząć. Mam nadzieję, że mi się uda. Chciałabym też pójść do pracy, by zarobić trochę na studenckie życie. Nie wiem, czego się boję bardziej, tego studenckiego życia, czy matury.
Kończy się miesiąc, więc jutro pojawi się podsumowanie kwietnia ;)