Podobna do pasztetu, ale bardziej niezwykła. Najlepsza z grubomielonym mięsem i siekaną wątróbką. Arcyciekawa po przekrojeniu. Łączy wytrawny smak ziół ze słodkością pomarańczy i śliwki kalifornijskiej.
Składniki:
500g mięsa mielonego (ja daję pół na pół drobiowe i wieprzowe)
300g wątróbki drobiowej (lepiej z kurczaka, niż indyka)
300g boczku w plastrach (ja akurat tutaj miałam taki szeroki parzony, 10 plastrów)
4-5 ząbków czosnku
2 szalotki drobno posiekane
łyżka tymianku
garść natki pietruszki
2 liście laurowe, pokruszone bardzo drobno
szczypta imbiru
* garść suszonych grzybów, zaparzonych i posiekanych
* garść (kilka) suszonych śliwek, najlepiej kalifornijskich pokrojonych w mniejsze kawałki
* łyżka suszonej skórki pomarańczowej
* 2 łyżki whisky/ brandy/żubrówki, czy co tam macie :)
* 2 łyżki śmietany (18%, słodka)
sól, pieprz
* łyżka ziół prowansalskich
* garść orzechów nerkowca (mogą być pistacje, ale drogie jak pies, a nerkowiec tak samo kruchy i miękki i podobny w smaku:)) pokruszonych w mniejsze kawałki.
Wątróbkę umyć i oczyścić. Połowę drobno posiekać (nie mielić, to cały sekret), drugą połowę posolić i zostawić póki co. Posiekaną wątróbkę, z mięsem mielonym i całą resztą dokładnie wymieszać. Jeśli ktoś ma czas – odstawić na kilka godzin, albo całą noc – ja robię od razu i wychodzi na to samo :) Foremkę podłużną (ok. 20 cm) wyłożyć papierem lub folią do pieczenia delikatnie i cienko posmarowaną olejem. Na to wyłożyć plastry boczku, tak by potem ładnie otoczyły masę (przykład na zdjęciu). Na wyłożony boczek nakładamy połowę masy, na to wątróbkę wcześniej zostawioną w całości, na to pozostałą część masy. Można posypać jeszcze orzechami, jak na zdjęciu poniżej :)
Całość też przykrywamy boczkiem (tym, który został nam wystający z foremki albo osobnymi plasterkami) i jakby zawijamy w niego (tu lekko rozmazane zdjęcie)
i przykrywamy folią aluminiową.Piekarnik nagrzewamy do 160 st.; foremkę wstawiamy do naczynia żaroodpornego wypełnionego do połowy wrzątkiem i wstawiamy do rozgrzanego piekarnika na godzinę. Po tym czasie zdejmujemy folię i pieczemy jeszcze przez 10 minut, żeby boczek z wierzchu się zarumienił. Po wyjęciu z piekarnika terrina wygląda tak:
Podaje się i na ciepło (zaraz po przygotowaniu), albo na zimno (nie odgrzewamy) w cienkich plastrach – z sałatą, grzankami, także z sosem żurawinowym :) Smacznego :)
*zdjęcia nie są najlepszej jakości, gdyż pochodzą z moich archiwów (to była moja pierwsza terrina), gdy jeszcze nie planowałam zakładać blogu. W najbliższym czasie planuję zrobić terrinę i wymienię zdjęcia ;)
Post Terrina z orzechami, śliwkami i pomarańczami pojawił się poraz pierwszy w Pociąg Do Kuchni.