
Nie lubię być rozczarowana książkami, na które wydaję kupę kasy. Tak było tym razem.
Sięgając po ,,OSOBLIWY DOM PANI PEREGRINE,, spodziewałam się dużej dawki emocji i grozy. Sam początek był dobrym zwiastunem właśnie takich cech.
Na samym początku książki poznajemy historie snute przez Abrahama Portmana, żyda polskiego pochodzenia, który trafił do sierocińca w czasie II Wojny Światowej. Bajki są dość osobliwe, wypełnione ludźmi z nietypowymi zdolnościami. Temu wszystkiemu przysłuchuje się mały Jacob, który wchłania każde słowo, który wydobywa się z ust dziadka. Czas leci chłopiec dorasta, staje się nastolatkiem. Dochodzi do śmierci dziadka - oczywiście w bardzo dziwnych okolicznościach. Bohater ciężko przeżywa to wydarzenie, trafia pod opiekę psychiatry, który zaleca mu terapeutyczny wyjazd na wyspę, na której wychowywał się Abraham i na której znajduję się osobliwy dom pani Peregrine. Tutaj zaczyna się właściwa historia i skończyło się moje zainteresowanie tą książką.

Fabuła zaczęła się robić rozczarowująca i pozbawiona tego na co liczyłam - napięcia i G R O Z Y. Nie mogę napisać, aby w tej książce wszystko było złe i do bani, bo została ślicznie wydana. Zdjęcia, które się w niej pojawiają są naprawdę klimatyczne. Pojawia się tylko pytanie - no i co z tego jak autor nie dał rady z fabułą? Język całkiem dobry, prosty, przystępny dla czytelnika, dostosowany do kreacji postaci.
Nie wiem nawet do czego porównać ten tytuł, początek serio rewelacyjny - zapowiadał literaturę na poziomie książek Mastertona, ale dalej... słabizna, taka słabiutka książka dla 12-13 latków. Może w tym tkwi sekret mojego niezadowolenia. To nie jest książka dla czytelnika takiego jak ja. Pewnie młody człowiek zaczynający swoją przygodę z książkami byłby zadowolony.
Okładka jednak była tak bardzo niepokojąca, że ,,krzyczała,, do mnie - musisz mnie przeczytać. Był to jednak nadmiar formy nad treścią.
Dla mnie 4/10