Gastroturystyka to zdecydowanie mój typ, jeśli chodzi o odwiedzanie innych krajów. Kiedy byłam młodsza, to wyjazd do zagranicznego miasta oznaczał jedno – zwiedźmy jak najwięcej punktów turystycznych. Nieważne, co będę potem pamiętać, trzeba obskoczyć „atrakcje”. Na szczęście zaczęłam studia i wyjechałam do Barcelony, w której zaczynałam jeść o 9 rano i kończyłam o 3 w nocy. 7 posiłków dziennie, kolejne bary z tapas, uliczne zapiekanki, talerz świeżutkich ryb i owoców morza w dzień wyjazdu (pamiętam go do dziś, bo nie tylko były to jedne z najlepszych ryb i owoców morza w moim życiu, ale kosztował 40 euro, byliśmy już z przyjacielem kompletnie spłukani i postanowiliśmy zrobić jeszcze jedno, ostatnie szaleństwo, wyciągnięcie pieniędzy z bankomatu i morską ucztę przed wyjazdem na lotnisko). Potem byłam jednym wielkim kawałkiem pizzy podczas wyjazdu do Bolonii, przeżarłam oszczędności na bagietkę i wino nad Sekwaną, wróciłam jako kulka koziego sera z Nicei i zjadłam wszystko, co było do zjedzenia na Krecie w 2012.
Oprócz jedzenia, z Francji pamiętam głównie cydr (to Wasza niepowtarzalna okazja na oglądanie mnie z 2009 roku)Zdecydowanie o greckiej kuchni mogę powiedzieć jedno – uwielbiam ją. Z jednym wyjątkiem. To kolejny naród, który od rana najchętniej wcinałby rogalika, trochę dżemu i popił kawą. Robię się smutna na samą wizję takiego jedzenia, lubię treściwe śniadania i przeważnie nie są to opcje słodkie. Na szczęście gospodyni, w której domu mieszkaliśmy (o wynajmowanym pokoju i organizacji całego wyjazdu na Kretę możecie też przeczytać na blogu), szykowała nam na śniadanie dokładnie to, o co poprosiliśmy. W rezultacie, po pierwszym śniadaniu, kiedy przygotowała różne rzeczy na spróbowanie, w kolejnych robiła nam jedno i to samo danie. Jedną z lokalnych potraw, czyli dakos (ntakos). To kreteńska przekąska podobna w przygotowaniu do bruschetty. Grillowane grube kromki żytniego chleba smarowane oliwą z oliwek (oliwa wytłaczana oczywiście przez naszą gospodynię!) do tego rozdrobnione pomidory, oregano i grecki ser mizithra, czyli pełnotłusty, kremowy i lekko słony ser z mleka krowiego. Całość udekorowana zieloną oliwką. Absolutnie proste danie, ale przy użyciu dobrego chleba, dojrzałych pomidorów i oliwy o aromacie i kolorze, o którym w Polsce można pomarzyć, to było mistrzostwo świata. Jeśli znajdziecie dakos w restauracji, to gorąco polecam na śniadanie albo na przystawkę.
Dakos z pomidorami i serem mizithraKuchnia grecka – z czym to się je?
Kuchnię grecką można określić kilkoma słowami – bardzo prosta, sezonowa i przepyszna. Większość dań to świeże lub zapiekane warzywa, mięsa z grilla lub pieca, świeżo grillowane owoce morza i sałatki. Widać, że korzenie tej kuchni tkwią w daniach biedoty. Stąd chęć wykorzystania wszystkiego, co aktualnie daje natura. W daniach królują pomidory, bakłażan, wszechobecna baranina i jagnięcina (cudowna zwłaszcza w okresie kwiecień-maj), owoce morza, ryby, sery i pieczywo.
Każdy posiłek zaczynamy od przystawek. Marynowane papryki, sałatka grecka (kreteńska), chrupiące, smażone sardynki, tzatziki, feta z pieca z pomidorami – nieważne, nie zaczyna się od dania głównego. Ta śródziemnomorska uczta ma to do siebie, że trwa. Grecy jedzą niezbyt wiele od rana, potem wpadają na lunch i wieczorami rozpoczynają prawdziwe uczty. Chociaż wśród dań głównych dominują mięsa, ryby i owoce morza, to wegetarianie znajdą mnóstwo opcji dla siebie. Gołąbki z ryżem w liściach winogron, zapiekanki warzywne, sałatki, roladki z bakłażana, faszerowane bakłażany, karczochy, kwiaty cukinii, zapiekane szparagi – na Krecie roślinożercy objedzą się za wszystkie czasy. Oczywiście po daniu głównym należy mieć miejsce na deser. W każdej restauracji dostawaliśmy w prezencie kilka drobnych ciasteczek, kawałków ciasta albo po prostu owoce w ramach deseru. No i do wszystkiego pijemy wino (to domowe jest przeważnie tańsze niż woda, więc przy okazji możemy sobie przybić piąteczkę za oszczędność).
Podczas naszego wyjazdu chcieliśmy poznać miejsca odrobinę mniej turystyczne albo z tłumu podobnych „wyłowić” te, które zachwycają. Więc po prostu zapytaliśmy naszą gospodynie, gdzie ona sama chodzi zjeść. Poniżej zebrałam 4 miejsca (jedno kawałek od Chanii, ale wycieczka do tego miejsca to prawdziwa magia i zupełnie dla mnie nieznane oblicze Krety), które polecam w ciemno. Jako że wszystkie miejsca (poza jednym), nie były na tym najdroższym szlaku wzdłuż weneckiej zabudowy starego miasta, to ceny były naprawdę w porządku. Za obiad dla dwóch osób z przystawką/ami, daniami głównymi i winem płaciliśmy od 25 do 35 euro.
Nie zobaczycie zdjęć każdej zjedzonej potrawy, bo te robiliśmy tylko telefonami, a w międzyczasie telefon R. zastrajkował i usunął w magiczny sposób zdjęcia z całego roku.
Tę restaurację odwiedziliśmy pierwszego wieczoru, zaraz po przylocie na Kretę. Poszliśmy w stronę latarni morskiej i kiedy zobaczyłam na drzwiach lokalu informację o tym, że należy do ruchu slow food i mają lokalne, ekologiczne produkty, to stwierdziłam, że wchodzimy. Obsługiwał nas właściciel (tak jak chyba wszystkich gości, bardzo dbał o atmosferę i wygodę klientów), który opowiedział trochę o samej restauracji i daniach.
Zamówiliśmy ośmiornicę w oliwie na przystawkę i jedno z dań, które w Glossitses są w ofercie dla dwóch osób, czyli risotto z małżami. Do tego białe wino. Ośmiornica była przepyszna, jędrna, lekko kwaskowata, z dużą ilością oliwy. Risotto było bardzo proste i równie smaczne. Świeże małże, pomidory, oregano i świetnie ugotowany ryż – tylko tyle i aż tyle.
Zdjęcie robione żelazkiem. I ręce mi się trzęsły, bo nie mogłam się doczekać konsumpcjiBardzo nam smakowało i choć tym daniom niczego nie brakowało, to jednak bardziej smakowało mi w 3 pozostałych miejscach. Choć i Glossitses jest bardzo smacznym punktem w Chanii. Warto tam wybrać się nocą, kiedy rozciąga się piękny widok na latarnię morską i morze.
Adres:
Akti Enoseos 4 | Old Port, Chania, Kreta 73132, Grecja
Tę wegetariańską restaurację odwiedziliśmy z dwóch powodów. Po pierwsze R przeczesał Internet w poszukiwaniu najbardziej polecanych miejsc. Chcieliśmy zobaczyć, czy są jakieś „kultowe” restauracje w okolicy. Okazało się, że To Stachi jest w Chanii (i nie tylko) hitem. A kiedy przechodziliśmy obok drzwi do tego miejsca, zobaczyłam znajome logo. Nie pomyliłam się, na drzwiach przyklejona była rekomendacja Magdy i Jacka z Krytyki Kulinarnej. Mało któremu blogowi o gastronomii i restauracjach wierzę tak jak im. Zresztą zaraz po kolacji napisałam do Magdy, bo ich rekomendacja była w 100% trafna.
Najedliśmy się po uszy i ledwo wytoczyliśmy z To Stachi w kierunku domu. W karcie są dania wegetariańskie i wegańskie. Knajpka jest typowym biznesem rodzinnym. Tata gotuje, córka zbiera zamówienia, syn pomaga w kuchni. Niektóre rzeczy na bieżąco się kończą, bo wszystko przygotowywane jest z tego, co wcześniej tata kupił na targu albo zebrał (np. jadalne chwasty). Faszerowane kwiaty cukinii, karczochy, ziemniaki ze szpinakiem, faszerowane pomidory, placki faszerowane mizithrą i ziołami – ciężko wybrać, co było najlepsze. Żałowaliśmy, że poszliśmy tam ostatniego wieczoru, bo pewnie wrócilibyśmy ponownie.
Adres:
5, Defkaliona st. Chaniá
Christianna była drugą, obok Kiriaki – właścicielki domu, w którym mieszkaliśmy, którą absolutnie pokochaliśmy. Poświęciła nam mnóstwo czasu, zjedliśmy w jej restauracji trzy razy i obiecaliśmy, że wrócimy, kiedy następnym razem będziemy na Krecie. Cudowna, domowa atmosfera, niesamowity widok z okien i stolików wystawionych przed restaurację i jedzenie przygotowane przez samą Christiannę i jej mamę (która co i rusz każe córce podpytywać, czy aby na pewno smakowało, bo przeżywa wizytę każdego kolejnego klienta, choć restaurację prowadzą od lat).
Uroki wyjazdu w kwietniu – są momenty kompletnej pustki turystycznej ;)W karcie dominują grillowane ryby, owoce morza (kalmary, ośmiornica, kałamarnice) i mięso (gulasze, baranina, jagnięcina, kotlety jagnięce). Koniecznie zamówcie sałatkę kreteńską (grecką) i grillowane sardynki. Wszystko u Christianny jest oczywiście bardzo proste w przygotowaniu, nie ma zbyt wielu składników, ale jest przepyszne.

Te kalmary wyglądają bardzo zwyczajnie. Ale mają bardzo cienką, lekką panierkę i są idealnie wysmażone, a zwykle smażone kalmary przypominają konsystencją gumkę do mazania
Sałatka kreteńska/greckaAdres:
Akti Miaouli 14 | Koum-Kapi, Chania
Ta ostatnia restauracja to miejsce, które odwiedziliśmy dzięki uprzejmości naszej gospodyni. Kiriaki zapakowała nas do samochodu, wywiozła w góry (zdziwiła się, że zapinamy pasy w aucie; jej córka stwierdziła, że „we’re in Greece, we don’t fasten seatbelts”) i pokazała swoją rodzinną miejscowość oraz restaurację Ntounias prowadzoną przez jej kuzyna.


Ntounias to miejsce położone w tej części Krety, do której większość turystów zwykle nie dociera. Przyjezdni oglądają zabytki Chanii i Heraklionu, jeżdżą na najpiękniejsze plaże, ale mało kto wie, jak imponujące są górskie tereny Krety. Wycieczka zapiera dech w piersiach i ten obszar Krety jest naprawdę wart zobaczenia. Ntounias to restauracja z prawdziwie „slow food” ofertą. Wszystko, co przygotowuje każdego dnia właściciel, jest wyhodowane na jego polach albo poprzedniego dnia brykało po jego zagrodach. Dlatego to właściciel proponuje potrawy, bo te się zmieniają i różnią w zależności od zasobów. Co więcej, wszystkie dania przygotowywane są na żywym ogniu, w ceramicznym pojemnikach (podobnych do tunezyjskich naczyń na tagine). Jako że mieliśmy to szczęście, że przyjechaliśmy na miejsce z jego krewnymi, to dostaliśmy próbkę „greckiego przyjęcia na 100 dań”. Mogliśmy spróbować większości dań, które w tym dniu piekły się nad ogniem. Było ich kilkanaście i umarliśmy z przejedzenia z 6 razy.

Mówienie Grekom, że jest się najedzonym ma taki sam skutek jak mówienie tego babci. Niby można, niby zrozumie, ale i tak przyniesie dokładkę. A Wy ją zjecie.
Tym sposobem zjedliśmy obłędną sałatkę z młodych ziemniaków, rzodkiewek, jajek, kaparów i sera mizithra, zapiekane kalafiory, maleńkie, pieczone ślimaki (które lubię dużo bardziej niż te wielkie, francuskie, z masłem czosnkowym), jagnięcinę, gulasz wołowy i wiele innych dań. I deser oczywiście, bo nie można skończyć obiadu bez deseru. To jedno z moich absolutnie ulubionych i najpiękniejszych wspomnień z Krety!
Adres:
Drakona | Kerameion, Drakona, Kreta 73100
Jeśli więc szukacie wakacyjnej miejscówki na ten rok, to kulinarnie Kreta jest doskonałym wyborem. Sami planujemy powtórkę z rozrywki niebawem, bo tęskno nam za grecką kuchnią!
Artykuł Gdzie zjeść w Chanii (i na co się zdecydować) pochodzi z serwisu Blog lifestylowy - olgaplaza.pl.