Przyznam szczerze, że na wakacje wybieram zwykle książki, które nie wymagają głębokiej refleksji. Najczęściej kryminały, thrillery, bo nie ma lepszej opowieści do czytania w pełnym słońcu niż mrożąca krew w żyłach historia. Zdarzają się też obyczajowe „czytadła”. Wakacyjna książka ma wciągnąć, zapewnić rozrywkę i powodować, że ciągle chcę przeczytać jeszcze jeden rozdział. Pamiętam czasy, kiedy moja walizka mieściła 10 książek i kilka ubrań. Teraz na szczęście jeżdżę z czytnikiem i nie wożę ze sobą papierowej biblioteki.
W czasie ostatniego urlopu przeczytałam 6 książek, do listy dorzucam jeszcze jedną, którą „wciągnęłam” tuż przed wyjazdem, bo jest tego warta. Nie wszystkie książki mi się podobały, ale większość była co najmniej w porządku.
Kamfora – Małgorzata Łatka
Do przeczytania tej książki przekonała mnie Asia z Wyrwane z kontekstu. Bardzo zaciekawił mnie temat poszukiwania sprawcy poprzez znajomość mikroekspresji i umiejętność czytania mowy ciała, gestów, mimiki. Zetknęłam się już z tematem, kiedy oglądałam świetny, choć mało znany serial Lie to me. Serialowy Cal Lightman, który prowadzi prywatną agencję zajmującą się rozwiązywaniem zagadek kryminalnych i konsultuje dla policji, jest ekspertem „czytania” mikroekspresji. Jego postać wzorowana jest na doktorze Paulu Ekmanie, który stworzył pojęcie mikroekspresji, jest ekspertem badań w zakresie emocji i wypracował wzorce odczytywania gestów, mimiki i mowy ciała w celu wykrywania kłamstw (nawet u znakomitych kłamców). Dziedzina jest niezwykle ciekawa i jeśli do tej pory nie zetknęliście się z zagadnieniem, to bardzo polecam lekturę licznych materiałów w Internecie.
Kamfora, oprócz kryminalnej fabuły, ma też główny wątek oparty o współpracę ze specjalistką z zakresu badania emocji i mikroekspresji. Nie bez powodu, bo grasujący w Krakowie seryjny morderca nie zostawia absolutnie żadnych śladów, morduje kolejne kobiety, a na miejscach znalezienia zwłok nie udaje się znaleźć najmniejszych choćby śladów biologicznych, odcisków czy czegokolwiek, co mogłoby posłużyć za trop. I choć zakończenie pozostawia niedosyt, jest dla mnie trochę zbyt chaotyczne i pozostawione bez wystarczających wyjaśnień, to przez całą książkę „przemyka” się w ekspresowym tempie, bo naprawdę potrafi wciągnąć.
Ocena: 7/10
Zdążę Cię zabić – James Patterson, Marshall Karp
Bardzo lubię kryminały Pattersona, bo wciągają od pierwszej strony, mają kilka zwrotów akcji w zanadrzu i cały czas trzymają w napięciu. To nie są książki ze skomplikowaną fabułą, ale autor tak zgrabnie prowadzi wątki, że trudno porzucić lekturę. Myślę, że ekranizacje jego książek byłyby gdzieś pomiędzy NCIS a CSI
Zdążę Cię zabić to część serii NYPD Red, dotyczącej oddziału nowojorskiej policji, który utworzony został, żeby prowadzić sprawy milionerów, celebrytów, aktorów i ważnych osobistości. Nie brzmi pewnie zachęcająco? Jednak po pierwsze ma bardzo fajną parę głównych bohaterów-detektywów, których można szybko polubić, a po drugie główny wątek seryjnego mordercy jest bardzo ciekawy. Tym razem zabija on osoby, które w swoim życiu popełniły jakieś przestępstwo. Wymierza we własnym zakresie sprawiedliwość tam, gdzie wymiar sprawiedliwości zawiódł. To chyba najszybciej przeczytana przeze mnie książka podczas tegorocznych wakacji.
Ocena: 8/10 (jak na wakacyjne czytadło)
450 stron – Patrycja Gryciuk
Byłam zachwycona koncepcją i głównym wątkiem tej książki, zanim zaczęłam ją czytać. Sama wielokrotnie zastanawiałam się, ile kryminałów na świecie zainspirowało przyszłych seryjnych morderców albo czy autor sam był świadkiem lub sprawcą wydarzeń, które potem opisał. 450 stron zapowiadało się jako dobry kryminał. Intryga kryminalna związana z koncernem farmaceutycznym, seryjnym mordercą, rynkiem wydawniczym i konkurencją między wydawnictwami brzmi w teorii bardzo dobrze. Jednak nie wiedziałam jednego: to nie jest kryminał. To znaczy niby jest, ale jest głęboko schowany pod romansidłem. Jest taki typ książek w USA, czasami pisuje je np. Tess Gerritsen – romans ze zbrodnią w tle. I tak jak omijam ten cykl u Gerritsen szerokim łukiem, tak należało też ominąć 450 stron. Więcej tam niestety rozmyślań o miłości, zazdrości, umiejętności życia w związku i żyli długo i szczęśliwie niż kryminału. Praktycznie zerowe jest rozwinięcie wątku kryminalnego, związanego z poszukiwaniem mordercy.
Może jeszcze książka byłaby strawniejsza, gdyby nie fakt, że główna bohaterka, Wiktoria, jest do granic możliwości irytująca. Obrażona, złośliwa, wiecznie zmieniająca zdanie, wciąż podkreślająca, że nie jest stworzona do związków, ale zakochana tak, że oplata się wokół wybranka jak bluszcz. Miałam ochotę „wejść” i huknąć ją w głowę, bo tak mi działała na nerwy.
Najciekawszym elementem książki jest zdecydowanie wątek wydawniczy – związany z pisaniem książek, ich edycją, dystrybucją, zabezpieczeniami plików przed kradzieżą. Gdyby mniej było jojczenia nad własną osobą (Wiktoria), a zdecydowanie więcej prowadzenia śledztwa i gry mordercy z ofiarami i policją, byłoby o niebo lepiej. I tak jak mam ochotę napisać brzydkie słowa do Stephena Kinga za Dziewczynę z pociągu, tak tutaj chciałabym „podziękować” Remigiuszowi Mrozowi, który sam pisze świetnie, a poleca takiego średniaka.
Ocena 5/10
Ch***wa Pani Domu – Magdalena Kostyszyn
To nie jest książka o tym, jak ugotować parówki w czajniku bezprzewodowym albo ile tygodni trzymać wyprane pranie w bębnie pralki. Za to jest o tym, jak być dobrym dla siebie i nie dać się zwariować oczekiwaniom, opiniom innych, presji i wizji idealnych kobiet serwowanej przez media. Magda napisała o wszystkim tym, co pewnie każda z nas ma co jakiś czas w głowie. I kiedy już, już jest o krok od tego, żeby w histerii dzwonić po Perfekcyjną Panią Domu z białą rękawiczką, lepiej niech przeczyta tę książkę. O tym, że czasem w życiu jest gorzej i to zupełnie normalne. O tym, że nie każdy musi mieć taki sam plan na przyszłość (praca, praca, dzieci, kredyt, dom, drzewo). I o tym, że piękna byłaby przyszłość, gdyby samochody same się prowadziły, bo możliwa byłaby drzemka na tylnym siedzeniu. Jestem całą sobą za tym rozwiązaniem. Już jako pięciolatka napisałam list, zaczynający się od słów Droga firmo Bosch, w którym prosiłam o wyprodukowanie sanek wjeżdżających samodzielnie pod górę, bo nie chce mi się ich wciągać. Podpisałam go Królowa Olga. Nie wiem, co poszło nie tak, ale minęły 23 lata, a ja nie mam ani sanek ani tytułu królowej…

Jeśli to, co napisałam wyżej Was nie przekonało (choć nie wiem, jak to możliwe), to dodam jeszcze, że książka jest napisana znakomitym językiem. Zabawna, lekka, ze świetnymi porównaniami i opisami, od których ociera się łzę ze śmiechu. Czytałam cichaczem w samolocie fragmenty na głos i razem z R. dostawaliśmy kompletnej głupawki. Spodziewałam się zresztą bardzo dobrego języka, bo Magda-autorka prowadzi bloga Venila Kostis, którego z przyjemnością czytam od lat.
Ocena: 9/10
Pierwsza przychodzi miłość – Emily Giffin
Emily Giffin jest specjalistką od obyczajowych książek o problemach współczesnych kobiet – o miłości, związkach, zdradach, staraniach o dziecko, śmierci najbliższych, przyjaźniach. Myślę, że najmocniejszą cechą jej książek jest to, że nie są przesadzone. Czytamy z myślą, że to naprawdę mogło się wydarzyć, a wielokrotnie same możemy utożsamiać się z którąś z bohaterek lub jej dylematami. Jej historie nie zawsze mają 100% happy endy, często wywołują wzruszenie i pokazują bardzo ciekawe historie.
Tak samo jest z Pierwsza przychodzi miłość. To książka o losach rodziny, która traci jednego z jej członków. Umiera jedno z dzieci, syn, i choć od jego śmierci minęło 15 lat, to krewni nadal nie do końca poradzili sobie z jego śmiercią. Jego dwie żyjące siostry prowadzą życia, które są swoimi dokładnymi przeciwieństwami i choć wydawałoby się, że dokładnie takie chciałyby je mieć, to żadna z nich nie jest szczęśliwa. Emily Giffin w ciekawy sposób pokazuje, jak często układamy sobie życie w zgodzie z tym, czego inni się po nas spodziewają i czego od nas oczekują. Nie jest to pewnie najbardziej ambitna książka na świecie, ale bawi, wzrusza i przede wszystkim – wciąga.
Ocena: 6,5/10
Dziewczyna z pociągu – Paula Hawkins
Mam wrażenie, że ta książka ma doskonałą ekipę marketingowców. Tytuł przewinął się dosłownie wszędzie, do kin wchodzi właśnie ekranizacja, a ja mam wrażenie, że to jedna z najbardziej przereklamowanych pozycji na rynku. Mam ochotę napisać obraźliwego maila do Stephena Kinga, że zgodził się na swoją opinię na okładce: Znakomity thriller. Nie mogłem się oderwać przez całą noc. Ja też nie mogłam się oderwać. Wszystko dlatego, że do ostatniej strony próbowałam znaleźć to, czym zachwycił się świat.
Teoretycznie Dziewczyna z pociągu jest thrillerem. Teoretycznie, bo jednym z największych minusów tej książki jest brak napięcia. Thriller powinien wywołać gęsią skórkę i przyspieszony puls, a tutaj dostajemy nudę i mnóstwo obyczajowych wynurzeń. Do tego każdy, kto czyta choć trochę kryminałów, jest w stanie przewidzieć zakończenie. Mniej więcej od 40% przeczytanej książki przewidywałam, jak to się skończy. Nie chcę zdradzać rozwoju akcji, ale autorka zastosowała dość prosty trick z „ukryciem” tego, kto jest antybohaterem. I nie byłby to problem, bo taki motyw wykorzystywany jest często, ale trzeba wtedy zadbać o klimat całej akcji i misterne jej prowadzenie. A tu jest więcej bałaganu i wątków obyczajowych niż dobrego thrillera.
Dziewczyna z pociągu to opowieść o Rachel, alkoholiczce, którą zostawił mąż. Rachel każdego dnia jeździ pociągiem z podmiejskiej miejscowości do Londynu. W drodze nie tylko obserwuje swój dawny dom, męża i jego obecną żonę, ale i dom położony kawałek dalej, w którym mieszka nieznana jej para. Doskonale idzie jej snucie fantazji o idealnym życiu tej pary aż do momentu, kiedy kobieta mieszkająca w tym domu znika. Intryga zapowiada się ciekawie, ale nic nie trzyma w tej książce tempa ani napięcia.
Mam taką sugestię, żeby Paulę Hawkins wysłać razem z Patrycją Gryciuk jednym pociągiem na jakieś warsztaty z pisania thrillerów i kryminałów.
Ocena: 4/10
Idealna – Magda Stachula
Zobaczyłam tę książkę na Instagramie Marty – Riennahery i od razu kupiłam ebooka. Idealna to połączenie thrillera i kryminału, pisanego z perspektywy kilku bohaterów, którzy są narratorami poszczególnych rozdziałów. Jest tak skonstruowana, że czyta się ją bez przerw, rozpoczynając sobie coraz to kolejny rozdział i obiecując, że po tym rozdziale pójdę już spać. Magda Stachula napisała książkę, która porusza bardzo ciekawy temat związany z nowoczesnymi technologiami, monitoringami miejskimi i możliwościami podglądania mieszkańców różnych miast. A oprócz tego serwuje dość bolesną historię o miłości, staraniach o dziecko, bezpłodności, kryzysach w związku, która nie sprawia, że ta książka jest bardziej romansem niż thrillerem. Co chwilę możemy poczuć atmosferę strachu i niepewności, co za moment spotka bohaterów. Podobała mi się głównie dlatego, że przez większość książki nie rozwiązałam zagadki. I chociaż zakończenie jest napisane trochę „na siłę”, to całość czyta się bardzo przyjemnie i z pełnym przekonaniem mogę Wam Idealną polecić.
Ocena: 7/10
Artykuł Co czytam na urlopie? pochodzi z serwisu Blog lifestylowy - olgaplaza.pl.