Rok temu (na początku naszej przygody z tą masą), zdziwieni nieco specyficzną konsystencją pucholiny (przypominającą piasek kinetyczny - mój szczegółowy opis znajdziecie
TUTAJ), porzuciliśmy marzenia o skomplikowanych formach, zarzuciliśmy precyzyjne plany budowli, misternych konstrukcji. Wykorzystaliśmy masę inaczej.
#1 - plac budowyRobienie dziur w masie to chyba najlepsza zabawa! Połączona z obserwacją, jak poszczególne ściany budynków czy konstrukcji rozsypują się... Tu wgłębienie, tam drążona studnia... Dalej, żwawo, mamy ręce pełne roboty!
#2 - zakopywanie skarbu...dziury są, można wypełniać je kosztownościami!
#3 - zdobywanie obcej planety...skoro odnaleziony skarb jest iście nieziemskiej urody, musi pochodzić z kosmosu! Ze słomki i papieru samoprzylepnego robimy flagę głoszącą imię odkrywcy tego niezwykłego kawałka wszechświata i wbijamy w strukturę planety. Jej kolor i topografia wskazują zresztą na pozaziemskie pochodzenie...
...a potem - jako właściciele planety - pracujemy nad kolejnymi kraterami, a co!
Rok później, nieco już wprawieni w boju, potrafimy zrobić z pucholiny parking, średniowieczne zabudowania rynku (odnalezione w trakcie wykopalisk archeologicznych), zwierzęta afrykańskie, a nawet... progi zwalniające dla licznych samochodów Małego Johna (przy czym nasze "hopki" mają skłonności do rozrastania się i tworzenia niebezpiecznych pagórków czy gór nawet - w których grzęzną później opony poszczególnych aut i konieczna jest interwencja straży pożarnej - bo kogóż innego? ;) #takasytuacja).
w zabawie wykorzystaliśmy:
- pucholinę marki Bubber
- drewniane narzędzia Janod
- pudełka z Juliusem (ROOM Copenhagen)
- plastikowe kryształki kupione w sklepie rodzaju "wszystko za grosze"
- słomki do napojów (Ikea)
- papier samoprzylepny (do chorągiewki)