Kochani,
Przyznam, że jestem w szoku na odzew zamieszczonego wczoraj posta. Kilka osób miało łzy w oczach, a nawet na policzkach… Dziękuję Wam! Mój mąż podczas kąpieli, gdy ja usypiałam Baltazarka przeczytał post i napisał mi takie piękne słowa, że aż zaniemówiłam. On nie jest raczej skory do komplementowania. Zwykle to ja zadaje pytanie wymuszające komplement od niego :P np. „kochanie nie powiedziałeś mi jak ładnie mi w tych krótkich włosach!” albo „jejku ale pyszny obiad dziś zrobiłam, prawda?” Wiadomo, że wówczas przytakuje. Niech to będzie nowa definicja „samokomplementowania” :P
Skąd w ogóle Japonia? Zaczęło się od tego, że Krzyś dostał propozycje z pracy, aby polecieć do Japonii na około 4 tygodnie. Od razu przesłał mi tego maila z zapytaniem: „lecicie ze mną?” Oczywiste było, że nie odmówimy!
To było kilka dni przed wigilią, a wylot miał się odbyć między 12.01.2018 a 07.02.2018 roku. Czasu zostało niewiele, ale ja podchodziłam z dystansem. Uznałam, że uwierzę w wyjazd dopiero kiedy wsiądę do samolotu. Przecież wystarczyła grypa żołądkowa u Baltika i już nasze plany ległyby w gruzach. Wiadomo jak jest z dziećmi. Zresztą sama sobie wykrakałam, bo w sobotę, sześć dni przed potencjalnym wylotem zaprosiłam kolegów Baltika wraz z mamami na pożegnalne spotkanie.
tak było fajnie :)
Jak zawsze było miło. Niestety podczas wizyty jeden z chłopców zwymiotował. Potem okazało się, że ma jelitówkę. Zamarłam… Dokładnie 28 h od tego momentu Baltazar pierwszy raz zwymiotował… Uznałam, że czekam co przyniesie los albo dojdziemy do siebie przed piątkiem albo nie. Baltikowi szybko przeszło (zwymiotował zaledwie trzy razy) bałam się, że ja się od niego zarażę akurat na lot. Jednak na szczęście tak się nie stało i w piątek punktualnie o 11:00 przyjechaliśmy na lotnisko, aby zacząć naszą japońską przygodę.Bilety zakupiliśmy w liniach lotniczych Lufthansa. Gdańsk -> Monachium -> Tokio w klasie economy premium. Miało być wygodniej niż normalnie, jednak jak się okazało przed samym wylotem dostaliśmy informację, że przyznano nam miejsca w business class na ten najdłuższy 12godzinny lot do Tokio i z powrotem. Wszystko to dzięki mojemu kochanemu, ogarniętemu mężowi, który zbiera punkty partner plus benefit. To była cudowna wiadomość.Przygotowałam nas najlepiej jak potrafiłam, spakowałam po dwa zestawy ubrań i dresy czy śpiochy do spania. W samolocie było dość chłodno od klimatyzacji, więc dla Baltazarka idealnie sprawdził się taki jakby kombinezon z kapturem. Miał zasłonięte uszy wiec nawiew mu nie zagrażał. Ja cały czas pilnowałam, aby uszy były osłonięte podczas snu. Już nie jeden raz wychodziliśmy z samolotu przeziębieni i przewiani.
Wspaniale jest lecieć z małym, uroczym dzieckiem. Wszyscy się do Ciebie uśmiechają i zagadują o wiek syna i inne rzeczy. Tu w Japonii to już w ogóle czujemy się jak celebryci, ale o tym w kolejnych postach. Wylecieliśmy z Gdańska z 30 minutowym opóźnieniem (specjalny sprzęt musiał wylać maź na skrzydła, aby nie zamarzły ruchome ich części podczas lotu).
taki jestem słodziak mamusi :)
Niestety to zadecydowało o tym, że mając 40 minut na przesiadkę w kolejny samolot po prostu na niego nie zdążyliśmy. Była na to duża szansa, ale stewardessa poinformowała nas, że o tym czy podstawią busa, aby nas dowiózł do zapakowanego już samolotu dowiemy się dopiero po wylądowaniu w Monachium lub chwilę przed tym. Niestety 10 min przed lądowaniem podeszła i poinformowała nas, że samolot nie poczeka i że kolejny lot jest o godzinie 20:00 japońskimi liniami lotniczymi ANA. Czakała nas przerwa w Monachium trwająca około 5h.
Zaraz po tym zdarzyła się bardzo nieprzyjemna sytuacja, która mam nadzieję już nigdy się nie powtórzy. Chwilę przed lądowaniem, gdy zapinałam pasy Baltikowi ten zaczął się denerwować, rzucać krzyczeć, dosłownie. Nie mogłam go wypuścić, bo już znajdowaliśmy się nad pasem lotniska. Gdy tylko było to możliwe odpięłam synka, ale jego atak paniki nadal trwał. Takiego wrzasku i braku kontaktu w oczach naszego dziecka nie widzieliśmy nigdy. Wił się, wrzeszczał, łzy ciekły mu po policzkach a wzrok miał zupełnie nieruchomy. Nie było z nim żadnego kontaktu. Nie pozwalał się ubrać. W autobusie opadł na podłogę i chwycił się rury. W tej pozycji długo go przytulałam, aż przestał krzyczeć. Powoli do nas wracał. Potem przytulił się i od razu zasnął na ponad dwie godziny. Cała ta sytuacja była wywołana niestety głównie przez to, że nie miał drzemki. Zwykle zasypiał około południa a wówczas była 16:00. Mimo usilnych starań nie zasnął w samolocie i niestety zmęczenie i stres spowodowało takie silne zdenerwowanie, że potem już nawet nie wiedział co się z nim dzieję i po prostu krzyczał. Gdy przytulałam go tak w tym autobusie łzy same ściekały mi po policzkach. Tak bardzo się o niego martwiłam, musiałam być silna, ale po 25 minutach takiego zachowania po prostu się poddałam. Na szczęście zaraz po wybudzeniu zaczął szaleć jak zawsze i biegać uśmiechnięty. Wracając do samego ataku bardzo przypominał on leki nocne, które Baltazar czasem miewał. Są one wywołane nieukształtowanym jeszcze dobrze układem nerwowym i problemem z bezpośrednim przejściem z fazy snu REM do NREM. Nie raz musiałam go nosić kilkadziesiąt minut i uspokajać. Mamy bardzo aktywne dziecko, w życiu którego całkiem sporo się dzieje i jak widać wystarczy większe zmęczenie czy brak drzemki, aby stało się to, co się stało.
na początku lotu nic nie wskazywało na atak paniki, ani nic co potem się stało
Japońskie stewardessy przed wpuszczeniem nas do samolotu na który nas przebookowano były zachwycone Baltikiem. Pozwoliły mu się bawić telefonem. A bardzo miły steward zadzwonił nawet z komórki na ten aparat stacjonarny i porozmawiał sobie chwilę z Baltikiem. Nigdy nie zapomnę jego podekscytowania i rozmowy w swoim własnym języku. Jak go nie kochać? Nie da się, zawsze to powtarzam :)
samolot japońskich linii lotniczych ANA, w którym mieliśmy spędzić kolejne 11h podróży
W samolocie zajeliśmy swoje miejsca. Baltazar jako ponad dwuletnie dziecko musiał mieć normalnie kupiony bilet i dostał swój fotel w biznesie.
caly fotel dla niego i stolik :P
najwygodniej i jaki widok :P
Jednak najbardziej odpowiadał mu stolik przy fotelu, bo cały czas na nim siedział, bawił się lampką lub pilotem. Tak w spokoju minął nam ten 11godzinny lot. Baltazar spał około 6 godzin bez przerwy ,wiec byliśmy szczęśliwi. Śpiworek też super się sprawdził w tej sytuacji. Jedzenie było pyszne, choć niektóre japońskie przystawki smakowały dosłownie tak samo i były lodowate. Śmieliśmy się, że na śniadanie wybierzemy na pewno kuchnie kontynentalną, a nie japońską to przynajmniej poczujemy większą satysfakcję z jedzenia :P