Kochani,
Kilka dni temu mieliśmy przyjemność spędzić dzień w tokijskim Disneylandzie. Niewątpliwie spełniło się moje marzenie, gdyż nigdy wcześniej w takim miejscu nie byłam. Jest we mnie bardzo dużo z dziecka (kto często bawi się lepiej na placach zabaw od Baltika? właśnie ja :P), wiec takie miejsce było dla mnie baśniową alternatywą spędzenia czasu w Japonii. Choć na jeden dzień oderwaliśmy się od rzeczywistości.Decyzję podjęliśmy późnym wieczorem w piątek, że w sobotę pojedziemy do Tokio. Pobudka 5:45. Krzyś zgodził się na tę eskapadę tylko dlatego, że miał okazję przejechać się mega szybkim japońskim pociągiem SHINKANSEN’EM jadącym 280 km/h. Jechaliśmy nim 38 minut zamiast 2 godzin, jak w przypadku standardowych, zatłoczonych, nie mających udogodnień dla dzieci pociągów (choćby brak windy między niektórymi peronami, nawet w Tokio!!!).Jazda SHINKANSEN’EM była bardzo przyjemna. Z kawą, w prawie pustym pociągu (sobota) i z dzieckiem wpatrzonym w szybko zmieniające się obrazy za oknem. Niestety cena była powalająca. Za bilety w dwie strony zapłaciliśmy 19 000 jenów, co daje kwotę około 600 zł. Jednak to była jedyna okazja, aby Krzyś przejechał się tym pociągiem, więc nie było wyjścia :) Przyznam, że dzień był tak pozytywnie męczący, że taka wygodna podróż pozwoliła nam się wręcz zregenerować po godzinach zabawy w Disneylandzie i zrobionych kilometrach.
Tak jak napisano w przewodniku (dziękuję Kinguś!), gdy dojedziemy metrem do stacji przy której znajduje się Disneyland nie musimy już zastanawiać się nad drogą do celu, gdyż tłum nam ją wskaże. Zdecydowanie jest to prawdą :) Kupiliśmy bilety (koszt to też około 600 zł; Baltazar wszedł za darmo). I tak kilka cudownych godzin spędziliśmy w tym bajkowym miejscu. Nie muszę chyba pisać jak było cudownie, biedny Krzyś (to nie była jego bajka :P) spełniał każdą moją zachciankę. Przeglądając wcześniej strony i blogi opisujące jedzenie w tym miejscu zamarzyłam sobie zjeść: gofra w kształcie myszki Mickey, churros i pizzę w tym samym kształcie :) Udało się.
Na pewno negatywem był dość silny zimny wiatr, choć pogodę mieliśmy bardzo słoneczną i wręcz cudowną jak na zimowe miesiące. Oczywiście były tłumy, z każdą godziną większe. Wracając do przewodnika było w nim napisane, aby do Disneylandu wybierać się najlepiej w dni powszednie (my byliśmy w sobotę) i najlepiej przed 25 dniem miesiąca, który jest w Japonii dniem wypłat (my byliśmy 27 stycznia :P), więc gdyby nie zima to już w ogóle nie mielibyśmy szans się przedrzeć :P
Poniżej trochę zdjęć tej bajkowej krainy :) A teraz my w tokijskim Disneylandzie :)