Po raz kolejny sprawdza się przysłowie „cudze chwalicie, swego nie znacie”. Tak, jak kilka lat temu pozytywnie zaskoczyłam się Lublinem, tak teraz oczarowało mnie Podkarpacie. Tym bardziej, że nie przygotowałam się do tej podróży (czyli nie zrobiłam mapy na Google Maps z zaznaczonymi kulinarnymi miejscami po przewertowaniu wielu blogów) i postanowiłam chłonąć to, co zostanie mi pokazane. Aż wstyd, że nie wiedziałam wcześniej, co to są proziaki i że nie kojarzyłam Podparpacia z winnicami. Czy wiecie, że jest tam ponad 150 winnic? Ale po kolei :)
Rzeszów
Już pierwszego wieczoru miła niespodzianka, bowiem nigdy wcześniej nie byłam w Rzeszowie. Mały rynek, ale kulinarnie bardzo ciekawie. Miejsca, które mogłyby być w Warszawie czy we Wrocławiu. Menu ciekawe – polskie smaki w nowym wydaniu i pięknej oprawie. Zaczęłam od KUK NUK i carpaccio z gęsi. Bardzo dobra kompozycja! Następnie wraz z Agnieszką z Retro Food Design poszłyśmy do Radości (zdecydowanie miejsce z klimatem i smaczną kuchnią), gdzie w sielankowym, a jednocześnie surowym wystroju, rozkoszowałam się w makaronie z kaczką. To było pyszne! Rano z kolei szybka kawa (na wynos) w Kawie Rzeszowskiej i początek właściwej wycieczki. Te 3 miejsca zapamiętajcie, aby odwiedzić, gdy będziecie w Rzeszowie.
Celem wyjazdu było poznanie Szlaku Kulinarnego Podkarpackie Smaki, czyli dziedzictwa kulinarne Podkarpacia. To projekt Stowarzyszenia na Rzecz Rozwoju i Promocji Podkarpacia „Pro Carpathia”, współfinansowany ze środków projektu „Alpejsko-Karpacki Most Współpracy”. Na szlaku znajduje się 51 miejsc gastronomicznych, miałam przyjemność zasmakować kilka z nich. W miejsce to zabrał nas człowiek niezwykły – Krzysztof Zieliński, który ma olbrzymią wiedzę o Podkarpaciu i niesamowity dar do jej przekazywania. Pokazał nam miejsca w różnym stylu, w różnych smakach, każde na swój sposób urokliwe.
Przemyśl
Dzień zaczęliśmy turystycznie (po drodze dostając ciepłe bułeczki z małej piekarni), od zwiedzenia podziemia Katedry św. Jana Chrzciciela w Przemyślu. Przez moment nie było nudno, było imponująco, a wiedza i podejście pani konserwator, dr Grażyny Stojak, sprawiły, że chylę czoła do tej pory. Czapki spadły z głów na widok tego, jak można w prosty, elegancki a zarazem funkcjonalny sposób pokazać skarby tego miejsca. Z poszanowaniem godności zmarłych i w sposób bardzo ciekawy dla zwiedzających. Ciepłe słowa kierowane pomiędzy proboszczem prałatem Mieczysławem Rusinem, a p. Grażyną potwierdzają, że oboje włożyli w to wiele serca i wysiłku. Widać to gołym okiem i chciałabym żyć nadzieją, że w ten sposób będą remontowane i budowane obiekty sakralne i nie tylko.
Po balsamie dla duszy, balsam dla ciała (i również dla duszy ;) w restauracji Cuda Wianki, również w Przemyślu. Miejsce sielskie, ale stylowe. Błogość czuć od pierwszego rzutu okiem. Dodatki starannie dobrane, zapewniające atmosferę spokoju.
Spróbowaliśmy wielu dań degustacyjnych (uwaga: 3 przystawki, 2 zupy, 8 dań głównych, 2 desery )stworzonych przez kobiety z pasją. Jedna szefowa kuchni jest psychologiem sądowym, druga architektem. W kuchni tworzą niebanalne kompozycje, pełne smaku. Jeśli będziecie w Przemyślu, zaplanujcie swój posiłek właśnie w tym miejscu.
Proziaki
Okazało się jednak, że to nie wykwintne dania wiodą prym na Podkarpaciu (chociaż także!) a kuchnia prosta. Tak pyszna jednak, że pomimo pełnych żołądków nie mogliśmy się powstrzymać przed proziakami. Proziaki to bułki smażone bądź pieczone, na prozie, czyli na sodzie. Niby nic, a samą myśl dostaję ślinotoku. Te najlepsze jedliśmy w Karczmie pod Semaforem w Bachórzu. Podawane z masłem czosnkowym, smalecem czy konfiturami, po prostu biją wszystko! Są bezkonkurencyjne i wystarczającym motywatorem, aby powrócić w tamte strony. Karczma pod Semaforem w swojej karcie ma również inne dania, oparte na lokalnych produktach, Właścicielka przykłada do tego olbrzymią wagę, dlatego dostaniecie tu swojskie masło i mięso ze sprawdzonego źródła. Karczma zasłużyła na miejsce w przewodniku Gault & Millau 2016, co gospodarzom niewiele mówi. Wspomnieli, że nie mają pojęcia kto ich zgłosił, i co to dla nich oznacza. Prawdziwa skromność i pasja do tego, co robią na co dzień – bardzo dobrze karmią swoich gości. Ceny niewysokie, wręcz niskie. Takie jest to miejsce: smaczne, z biesiadnym klimatem. Koniecznie wpiszcie na swoją listę miejsc, do odwiedzenia.
Przepis na te proziaki, dokładnie stamtąd, znajdziecie w KUKBUKu, umieścił go Bartek (zwany Krakowskim Makaroniarzem), który był również z nami na Podkarpaciu.
Dubiecko
Kulinarnie dzień (1 z 3 :) zakończyliśmy w Restauracji w Zamku w Dubiecku. To było niezwykłe spotkanie z opiekunem zamku oraz z Szefem Kuchni – Januszem Pyrą. Sam Pałac Krasickich nie emanuje przepychem, jest skromnie odnowiony, ale zadbany. Na dziedzińcu honorowe miejsce zajmuje 300letni dąb, z czasów Krasickiego. Z innych ciekawostek, to właśnie tu powstała kolęda Bóg się rodzi, noc truchleje.
Jedzenie tu serwowane to prawdziwy majstersztyk. Króluje tu kuchnia myśliwska, ale nie tylko. Moje podniebienie zdobył udziec z jelenia, marynowany 7 dni w czerwonym winie i warzywach, pieczony z prawdziwkami w sosie śmietanowym. Pierś z kaczki z wiśniami i jabłkami, podana na puree z selera ze strudlem ziemniaczanym z pudrem z białej czekolady to kolejne dzieło sztuki. Ten smak surowych wiśni, wrzuconych na karmel i zalanych czerwonym winem – pycha!
To nie koniec jednak atrakcji. Wieczór zakończyła degustacja win w Winnica Maria Anna w Wyżnym. W malowniczo położonym miejscu można przez chwilę poczuć się jak w Toskanii. Reprezentant z winnicy Marina Anna, Karol Wal, serwował tutejsze wina Sibera, Ortega, Cuve, Regent, Saival a także z pobliskiej winnicy Sztukówki, które mieliśmy również okazję spróbować. Wina te w smaku są nieco inne, ale dobre. Nie byłam świadoma, że mamy tak dobre wina z tych okolic. Do win podano lokalne sery, więc było to w pełni slowfoodowe menu.
Winnica Maria Anna to dobra baza noclegowa w tym rejonie. Schludne pokoje z pięknym widokiem na winnice:
W podkarpackim jest blisko 150 winnic, o średniej wielkości 20-30 arów. Uprawia się tu odmiany odporniejsze, dostosowane do tego klimatu, z których można zrobić dobre wino: Seyval Blanc, Hibernal, Bianca, Jutrzenka, Johanniter na białe wina i Rondo, Regent, Marechal Foch i Leon Millot na czerwone. Winiarze eksperymentują z kolejnymi odmianami i wszystko wygląda na to, że winiarstwo tu rozkwita. Stowarzyszenie winiarzy podkarpacia zrzesza wiele w tym regionie, sami zobaczcie, jakie to bogactwo.
Medynia Głogowska
Drugiego dnia, rozpoczęliśmy dzień od proziaków :) Tym razem nieco innych, podanych w Karczmie u Garncarzy w Medyni Głogowskiej. Oprócz tego żurek, zapiekany pęczak, a na deser racuchy! Dania były smaczne, jednak zabrakło w nich nieco polotu. Dania podane i zapiekane w lokalnych naczyniach glinianych, wypalanych ręcznie, tuż obok. Te szare to „siwaki„, garnki wypalane beztlenowo, stąd ten szary kolor. Naczynia wypalane są w piecu opalanych drewnem olchowym, w temperaturze ponad 900 stopni. Rozsądek powstrzymał mnie od zabrania stamtąd kolejnych skorup do kuchni. Nie ukrywam, że teraz nieco żałuję.
Poza karczmą, jedliśmy również w Zagrodzie Garncarskiej. Tu z kolei podano nam pyszne dania w „siwakach”, które przygotowała dla nas Dorota z bloga Bon Appetit Medynia. Nie mogliśmy oderwać się od ciasta jaglanego, świeżo upieczonego chleba i zapiekanki z cukinii. Pychota!
Miałam okazję patrzeć, jak wyrabiane są te naczynia. Nie ukrywam, że to praca dla cierpliwych i wymaga zdecydowanie wprawy. jak zaczarowana siedziałam i patrzyłam, jak powstaje kolejna gliniana rzecz. Wszystko ręcznie robione, bez użycia nowoczesnej technologii. Warto tu przyjechać, by zobaczyć tradycyjne rzemiosło, a także nowoczesne formy.
Muzeum Bombek
Najedzeni, pełni wrażeń, dość niespodziewanie (za sprawą pana kierowcy – dziękuję!) znaleźliśmy się w Muzeum Bombki Choinkowej, Janusza Bilińskiego w Nowej Dębie. W sklepie większość z nas straciła rozum i zachowywaliśmy się jak dzieci, przebierając w kolorowych bombkach. Czułam się jak w bajce: było kolorowo, różnorodnie, jak w fabryce Mikołaja ;) Jak widać, to miejsce to frajda nie tylko dla dzieci :)
Baronów Sandomierski
Dzień zakończyliśmy w iście królewskim stylu – na zamku! Ale w jakim zamku! Jest to piękny, renesansowy dwór, otoczony parkiem. Nic dziwnego, że nazywany jest „Małym Wawelem„. Skradł moje serce i wg mnie to najpiękniejszy obiekt zamkowy w Polsce. Może dlatego, że wcześniej o nim nie słyszałam i nie miałam wielkich oczekiwań.
Zaskoczenie było ogromne! Przy zamku jest dobra infrastruktura noclegowa – nowy hotel z widokiem na zamek. Na zamku zaś organizowane są również imprezy okolicznościowe (i również noclegi).
Kuchnia na zamku (Restauracja Magnacka) jest podzielona. Z jednej strony wyborna (kuchnia tradycyjna, głównie dania mączne i ziemniaczane: m.in. kluski śląskie, pierogi z kurkami, z kapustą a także gołąbki z farszem jaglanym, tzw. chopcie lasowieckie) czy pieczona wędzona karkówka, z drugiej rozczarowująca (wysuszony dzik w panierce z orzechów, marynowany łosoś). Po raz kolejny sprawdza się kuchnia prosta, tradycyjna. Ta, jest tu zdecydowanie godna polecenia. Na inne, nowoczesne smaki lepiej wybrać się w inne (choćby wyżej wspomniane) miejsca.
Kiedy myślałam, że nie jestem w stanie już zjeść niczego, nastał nowy dzień i nowe atrakcje. Na szczęście również nowe siły :)
Mielec
W Mielcu kulinarną przygodę zaliczyliśmy w Karczmie Polskiej. Tego miejsca nie można pominąć, będąc w okolicy. Szef kuchni, Grzegorz Benarczyk, skrupulatnie przygotowuje dania. Bez wodotrysków, za to przepysznie. Mięsa były wyśmienite. Nie potrafię stwierdzić, czy najbardziej smakowała mi gęś, kaczka, czy może dzik. Zupy były na równi, zarówno barszcz ukraiński, kwaśnica na żeberkach, jak i zupa grzybowa. Proziaki są tu pyszne. Na deser skuście się na pampuchy ze śmietaną – prostota, która zasmakuje każdemu.
Karczma Polska to również miejsce na imprezy okolicznościowe, pod które jest tu bardzo dobrze przygotowana infrastruktura.
Kolbuszowa
Kolbuszowa przywitała mnie rzeką o nazwie Nil i pomnikiem krokodyla na rynku. Na szczęście na tym koniec egzotycznych akcentów w tym miejscu. W niepozornie bowiem wyglądającej z zewnątrz Restauracji C.K. Galicja znajdziecie pierogowy raj. Małżeństwo, Danuta i Andrzej Wesołowscy, mają w ofercie swojej restauracji kilkadziesiąt rodzajów pierogów. Pani Danuta twierdzi, że gotuje z powołania – z powołania męża :) Nie wiem, czy to nie tylko przez skromność, bowiem to gotowanie wychodzi jej bardzo dobrze! Ciasto jest perfekcyjne, cienkie i miękkie, dokładnie takie, jak w pierogach mojej mamy. Nadzienia zarówno wytrawne (m.in. ze szpinaczkiem, chińskie, z grzybami, ruskie, z mięsem, z ziemniakami), jak i na słodko (m.in. ze śliwkami, z wiśniami, z malinami, z serem), z brzoskwiniami, z borówkami, z jagodami). Kiedy myślałam, że pęknę z przejedzenia, na stół podano kolejne pierogi na słodko. Gospodarze widząc nasze wesolutkie miny, przynieśli dokładkę. Nie wiem, jak to wszystko zmieściłam :) Nie potrafiłam sobie odmówić, zwłaszcza, że pani Danuta nie dawała cukru do pierogów, więc mogłam bezkarnie je jeść. Jeśli myślicie, że pierogi to wszystko, to jesteście w błędzie. Specjałem jest tu przekładaniec, czyli zapiekany chleb z chrupiącą skórką, z cebulką i karkówką. Sycące, ciężkie danie, które w zimie sprawdzi się znakomicie dla zaspokojenia głodu.
Gdyby nie fakt, że to ostatni dzień naszej wycieczki, chyba nie wyszlibyśmy stamtąd, gdyż ciekawym opowieściom o regionie nie było końca. Rozkład jazdy autobusów i pociągów nas jednak naglił i wybawił ze śmiertelnego przeżarcia ;) Miło było spędzić te 3 dni w takim towarzystwie: z Agnieszką z Retro Food Design, z Renatą z renatarusnak.com, z Anią, znaną jako Bazy Lia, z Tatianą z bloga Poszli-Pojechali, z Bartkiem – Krakowskim Makaroniarzem i z Pawłem z bloga osiemstop.pl.
Podkarpacie utkwiło mi w pamięci i będzie się kojarzyć z proziakami, dobrą tradycyjną polską kuchnią, zarówno mączną, jak i mięsną. To również region bogaty w zabytki, winnice i ludzi z pasją. Bardzo dziękuje organizatorowi, Krzysztofowi Zielińskiemu ze Stowarzyszenia „Pro Carpathia” za przybliżenie nieznanego mi dotąd regionu. Mam nadzieję, że opisane miejsca będą pomocne również dla Was i uwzględnicie je na swoim kulinarnym szlaku :)