Gdybym miała zrezygnować z jakiegoś wigilijnego smakołyku, na pewno nie byłby to kompot z suszu. Przepadam za jego charakterystycznym smakiem, ciemną barwą i dominującą nutą wędzonej śliwki. Obiecuję sobie czasami, że będę gotować kompot częściej, tak, jak to robią w sąsiedniej Ukrainie. Juha tam latem gasi pragnienie, zimą rozgrzewa. Autorami oryginalnego przepisu są Łemkowie, napój jest ceniony na całym wschodzie.
Moja babcia oprócz kompotu gotowała też na Wigilię zupę z suszu. Zagęszczała ją budyniem i słodką śmietaną. Przez lata odtwarzałam ten pomysł, jest wyborny. Zupę pod koniec świąt miesza się z kutią i to już jest smakowe szczęście absolutne. Ten, kto nie jest gotowy na taką intesywność wrażeń, niech zostanie przy kompocie. Warto go zrobić, bo choć jest słodki, jak diabli, to bardzo pomaga żołądkowi poradzić sobie ze świątecznym przesytem.
Składniki:
- szklanka suszonych śliwek
- pół szklanki wędzonych śliwek
- szklanka suszonych jabłek
- szklanka suszonych gruszek
- pół szklanki obranych migdałów
- pół szklanki orzechów włoskich
- 2 łyżki suszonej żurawiny
- sok i skórka z pomarańczy
- sok i skórka z cytryny
- garść świeżej mięty
- kilka goździków
- laska cynamonu
- kilka ziaren kardamonu
- anyż
- 3 litry wody
Wszystkie suszone owoce przepłukać i oususzyć. Przełożyć do dużego garnka i zalać wodą. Zostawić na pół godziny do namoczenia. Potem dodać wszystkie przyprawy opórcz mięty. Wsypać posiekane orzechy i migdały oraz obie skórki.Gotować przez 20 minut na małym ogniu, tak by owoce się nie rozpadły. Pod koniec gotowania doprawić sokiem z pomarańczy i cytryny oraz listkami mięty. Po ugotowaniu zostawić do naciągnięcia.