Polane czekoladą, skropione słodyczą, wypełnione lawiną uczuć. Walentynki smakują rozkoszą i namawiają, by grzeszyć. Bez wyrzutów, namiętnie. Obowiązkowo smacznie. Z przymróżeniem oka lub całkiem serio.
Walentynki sa dla chętnych, moje kawowe bezy mogą piec wszyscy. To spadek po Tłustym Czwartku, który w tym roku był bliskim sąsiadem. Smażyłam domowe pączki, jak babcia kazała na żółtkach, a białka zostawiłam na potem. Do rozpustnego wykorzystania. Albo w razie potrzeby łagodzenia obyczajów. Jak kto woli!
Składniki:
Białka przełożyć do wysokiego naczynia lub większej miski. Dodać sól i ubić na sztywną pianę. Gdy piana nie będzie wypadać z miski można zacząć wsypywać cukier i nadal miksować. Cukier trzeba dodawać bardzo powoli, łyżka po łyżce, tak by mógł całkowicie się rozpuścić. Gdy nie będzie wyczuwalny w bezie, wlać do niej sok z cytryny i wsypać mąkę ziemniaczaną, kawę w proszku i cyamon, wmieszać do masy. Masa powinna być sztywna i bez problemu się formować. Na blaszce do pieczenia rozłożyć papier i na niego łyżką wykładać bezy nadając im okrągły kształt. Piekarnik nagrzać do 170 stopni. Wstawić bezy i piec przez 5 minut, potem zmniejszyć temperaturę do 110 i suszyć przez godzinę. Po tym czasie wyłączyć piekarnik, uchylić drzwiczki i zostawić do całkowitego ostygnięcia.
Krem:
Śmietanę podgrzać do wrzenia i w gorącej rozpuścić połamaną na kawałki czekoladę. Masę zostawić do ostudzenia, najlepiej wstawić potem jeszcze na co najmniej dwie godziny do lodówki. Po tym czasie krem zmiksować. Bezy dekorować konfiturą, a na nią nałożyć lub wycisnąć za pomocą rękawa cukerniczego krem czekoladowy.