Co za dzień! Pełen doświadczeń, wypełniony całkiem smacznym jedzeniem i straconymi pieniędzmi. Nie zrozumcie mnie źle, pieniądze wydane na żarcie nigdy nie są stracone, lecz są jeśli popełnimy jakiś głupi błąd. Zacznę od początku!
Już 20 lat mieszkam w Kaliszu, oddycham tym ciężkim powietrzem i truję się spalinami, a nigdy nie miałem okazji do pozwiedzania niedaleko położonego miasta jakim jest Ostrów. Tak, tak, byłem tam kilka razy w centrum handlowym, aaaaaale jest na 'wylotówce' także nie liczy się!
Razem z Krystianem, który tysiące razy obszedł Ostrów wzdłuż i wszerz wybraliśmy się na busa, a że poprzedniego dnia pofolgował sobie po pracy i wypił jedno piwo, a następnie zarwał pół nocki siedząc na fejsie - zaspał. Wyszykował się z prędkością światła, a gdyby tego było mało, skończyła mu się kaska na koncie komórkowym. Mimo to, zdążyliśmy na nasz środek transportu, ale! Komunikujemy się normalnie, mówimy płynnie po polsku, a jednak nie zrozumieliśmy się! Miałem kupić dwa bilety, a kupiłem jeden! Żar lał się z nieba, dlatego bardzo ucieszyliśmy się z w miarę wygodnych foteli i błogiej klimy. Wtem słyszę: "szykuj bilety!". Cooo? Bileeetyyyy? "Mam tylko swój". Strach mi ścisnął tyłek. Pomyślałem - "ciekawe ile będzie kary...". Pani Kanarowa była bezkompromisowa i razem z Panem Kanarem podliczyli nas z niebywałym okrucieństwem. 104 zł - to był prawdziwy cios dla mojego portfela, ajajaj. Krystian dał całość, bo nie noszę takich bogactw przy sobie. Wypłaciłem resztkę kasy z banku i pufff! Po kasie! Żałoba trwała chyba z pół godziny...
Ruszyliśmy na żarcie. Na głównym rynku znajduje się restauracja Sepia z wychwalanym przez Krystiana torcikiem bezowym. Rozsiedliśmy się wygodnie, zamówiliśmy po kawie, po lunchu i torciku z kremem cytrynowym i żurawiną. Oboje pracujemy w gastronomii, ale Krystian ma wyjątkowe 'zboczenie zawodowe'. Przypatrywał się wszystkiemu - kiedy, jak i co jest podane, czy jest wypucowane, i czy ma dobry smak. Wiadomo, ja też lubię sprawdzać pracowników różnych restauracji z tym, że mi jest trudniej podpaść. Kawa mrożona nie była kawą mrożoną, a Ciabatta z Camembertem, Gorgonzolą i Mozzarellą nie miała w sobie ani mozzarelli ani gorgonzoli. Plus taki, że Torcik był przepyszny i z pewnością kiedyś wrócę na kawałeczek lub dwa... Później tylko styraliśmy się idąc piechotą w pełnym słońcu na busa. Zapisałem sobie ten dzień w kalendarzu jako "Daniel Kacprzyk, czyli jak debilnie stracić 104 zł w jeden dzień". Ajajaj!
Tartę z Rabarbarem zrobiłem dwa dni temu. Naprawdę mnie zaskoczyła. Myślałem, że nie będę w stanie jej zjeść, że będzie kwaśna, ciapowata i w ogóle beznadziejna. Po lekkim wystudzeniu ukroiłem sobie kawałek i spróbowałem... była pyszna... słodko-kwaśna... mmmm! Pod mięciutkim rabarbarem znajdował się delikatny kisiel z nutą wanilii. Przepis warty wypróbowania!
Składniki:
- mąka 250g.
- masło 125g.
- żółtko 1 szt.
- 2-3 łyżki zimnej wody
- szczypta soli
- 2-3 łyżki cukru pudru
- rabarbar 500-600g.
- cukier 1 szkl.
- cukier waniliowy/ziarna waniliii
- 3 łyżki mąki ziemniaczanej
Mąkę, puder, sól przesiej na blat. Dodaj masło i posiekaj je na malutkie kawałeczki. Następnie żółto i wodę, zagnieć szybko jednolite ciasto. Rozwałkuj je cienko, wyłóż natłuszczoną formę, dociśnij i usuń nadmiar ciacha. Zrób dziurki widelcem. Wstaw do zamrażalki na ok 10 min.
Wytnij z papieru do pieczenia duży kwadrat, przykryj nim schodzone ciasto i wysyp nań ziarna grochu. Wstaw do piekarnika nagrzanego do 200 stopni na ok 12 min.
Rabarbar umyj, obierz z grubszych włókien. Pokrój na centymetrowe kawałki. Połącz z cukrem, mąką, wanilią i wymieszaj. Wysyp rabarbar na upieczony spód i wstaw do pieca, też do 200 stopni na ok.25 min, aż rabarbar zmięknie. Jeśli ciasto będzie się przypiekać zbyt mocno, przykryj je folią aluminiową. Ostudź, albo i nie ;) Smacznego!!! :D