Na parę dni zniknęłam. Musiałam. Po prostu nie dawałam rady kulinarnie (omlet mi się rozwalił, a dynia smakowała, jak ziemniak) i psychicznie. Zbyt wiele przykrych rzeczy, które miały na mnie znaczący wpływ, wydarzyło się w tym tygodniu. Ciężko mi to pisać, ale chyba jeszcze bardziej straciłam wiarę w siebie. Cofnęłam się znowu do punktu wyjścia, Są sytuacje na które nie mamy żadnego wpływu. Ja na razie straciłam kontrolę nad sobą i pozwoliłam sobie oraz temu krytycznemu głosikowi z tył głowy, niszczyć wszystko, co tak powoli budowałam, buduję i będę budować.
Może po prostu dopadła mnie jakaś jesienna chandra? Może minie to za parę dni, tydzień, a ja znów zacznę patrzeć przychylnym okiem na otaczający mnie świat, ludzi i samą siebie?
Liczę na to, ze uda mi się wrócić do pionu, złapać równowagę (także w tańcu) i szczerze się uśmiechnąć :)
|
dzisiejsze cynamonowo-jabłkowe placuszki, podane z figą i masłem orzechowym |
|
wczorajsza jabłkowo-pietruszkowa kasza jaglana z PB i malinami |
|
środowy batatowy omlet z bananem, malinami i PB |
Dynia nawet nie zasługuje na zdjęcie, bo była okropna!
Miłej i przede wszystkim uśmiechniętej soboty! :)