Zawsze mi się wydaje, że w wakacje to ja tyyyyle będę gotować, tyyyyle postów zamieszczać... A potem przychodzą te wakacje, a z nimi niestety gwałtowny spadek wydajności. Ale to nie tak, że nie robiłam przez ten miesiąc niczego produktywnego, kreatywnego i z myślą o blogu. Robiłam! Tylko z dala od kuchni.
Warte wspomnienia są przede wszystkim warsztaty z fotografii kulinarnej w których wzięłam udział na tegorocznym Slot Art Festival. Może nie były to do końca warsztaty fotograficzne - o kompozycji i świetle powiedziano zaledwie parę słów - główny akcent położony został na przedstawienie niektórych trików wykorzystywanych w profesjonalnej fotografii żywności, na przykład do celów reklamowych. Uczestnicy warsztatów mogli samodzielnie przygotować nietopniejące lody, niezatapialne płatki z mlekiem, niejadalne dania makaronowe i ładnie wyglądające piwo, którego lepiej jednak nie próbować.

W trakcie warsztatów usłyszeliśmy z K. wiele ciekawostek, które wywołały moje ogromne zdumienie, ale chyba najbardziej zdziwiło mnie zdanie rzucone mimochodem przez prowadzącego. Stwierdził on, że większość blogerów kulinarnych przygotowuje równocześnie dwa dania - jedno, które zamierza zjeść i drugie, które będzie fotografować. Serio? Domyślam się, że pewnie chodzi o twórców bardziej znanych blogów, ale... serio?
Raczej nie zamierzam przygotowywać sztucznych kostek lodu specjalnie w celu sfotografowania lemoniady, ani udawać że sos sojowy z wodą to piwo, ale już przygotowanie szklanki tak by wyglądała na wyjętą przed sekundą z lodówki bardzo mi się spodobał. Wystarczy dezodorant i gliceryna.
Klej zamiast mleka i podwyższanie dna miski kawałkiem kartonu to też triki przydatne raczej przy robieniu zdjęć do celów reklamowych. Chociaż podwyższanie dna miski jest całkiem niezłym pomysłem, gdy chce się pokazać składniki zupy. Do tego celu można by użyć mniejszej miski odwróconej do góry dnem.
Nawet jeśli tylko część wiedzy przekazanej na warsztatach mogę wykorzystać przy robieniu zdjęć na bloga, to jednak zajęcia był bardzo interesujące i dały mi do myślenia. Czas przyłożyć się trochę bardziej do fotografowania przyrządzonych dań. Może nie będę robić sosów do makaronów z farbek, ale niektóre triki na pewno w przyszłości wykorzystam.
A od przyszłego tygodnia wracam już do regularnego gotowania i blogowania. Koniec tego wakacyjnego obijania się!