Skoro czytacie ten wpis, oznacza to że jest poniedziałek (poprawka: wtorek, bo wczoraj nie miałam siły go dodać) , i ja jestem w tej chwili na najpiękniejszej wsi w Polsce.
Chociaż nie zdążyłam jeszcze napisać zbyt dużo o mojej obecnej pielęgnacji, to chciałam krótko pokazać Wam co zabieram ze sobą do podróżnej kosmetyczki. I tu muszę powiedzieć że jestem mistrzynią pakowania się. Jestem w stanie wziąć naprawdę mało rzeczy i zmieścić je w jakiejś niedużej torbie, a nawet torebce!
Głównie chcę "pochwalić się" zawartością kosmetyczki.
Od kilku tygodni całkowicie unikam podkładów innych niż mineralne, dlatego też na wyjazd zabrałam tylko próbkę Annabell Minerals (cały czas szukam jeszcze odpowiedniego koloru dla siebie, stąd to że używam cały czas próbek).
Ponieważ jestem w trakcie wymiany moich kosmetyków, to sporo z nich mi się skończyło i nie znalazłam jeszcze dla nich odpowiednich następców. I sytuacja wygląda tak, że nie mam kremu nawilżającego. Zamiast niego biorę olej z nasion malin i żel hialuronowy. Mam tylko krem Siarkowa moc matujący, ale on mnie mocno wysusza więc nie mogę go używać zbyt często. Mam też tonik z tej samej serii i też go zamierzałam zabrać ale nie obawiałam się, że się wyleje, nie ufałam buteleczce a nie miałam już czasu na przelewanie więc ostatecznie został w domu.
Poza olejem z nasion malin w mojej kosmetyczce znalazł się też olej tamanu. O tym oleju na pewno zrobię wpis, ponieważ to jest moje najbardziej śmierdzące ale jednocześnie chyba najbardziej spektakularne odkrycie życia.
Jak pisałam wcześniej zabrałam też ze sobą żel hialuronowy. Kupiłam go całkiem niedawno więc nie mam jeszcze wyrobionej opinii na jego temat ale w żaden sposób mnie nie podrażnia, więc nie mam obaw by go potestować także w podróży. Jak tylko będę miała o nim coś do powiedzenia, to też podzielę się moją opinią.
Cienie do powiek. Raczej mi się nie przydadzą,
rzadko bardzo ostatnio używam kolorówki, ale na wszelki wypadek wzięłam ze sobą bardzo małą paletkę z Sephory. Jest mała, ma kolory jasne i ciemne (w sumie te ciemne to i tak są dość jasne, ale czarny jest naprawdę czarny więc mocniej podkreślić oko też się da), bardzo delikatne, średnio napigmentowane, matowe i bardzo błyszczące, naprawdę świetna dla mnie. I zostając w temacie oczu, oczywiście kredki do oczu i tusz, bo to taka moja podstawa.
Do włosów wzięłam tylko wcierkę Jantar. I muszę przyznać że pokładam w niej ogromne nadzieje, bo od połowy sierpnia mniej więcej mam przeokropny problem z wypadającymi włosami. A ponieważ nie mam czasu na przygotowywanie sobie naparów ze skrzypu to póki co ratuję się od zewnątrz.
Do demakijażu wspomniana w poprzednim wpisie Tołpa. Niestety skończyła mi się pasta z Ziaji, piankę miałam u K. a ponieważ mój wyjazd był do samego końca niepewny, nie wiedziałam kiedy wyjadę i nie zdążyłam tej pianki zabrać a nie chciałam kupować byle czego na szybko.
I oczywiście waciki. I właśnie tak ostatnio wymyśliłam, że waciki to jest w ogóle chyba podstawa mojej pielęgnacji, rzecz najbardziej niezbędna i ostatnio kupiłam waciki z biedronki i one są świetne!
Zupełnie przy okazji zabieram też chusteczki do higieny intymnej. Skład mają słabiutki ale do pociągu do przetarcia dłoni są naprawdę spoko.
Wpis dodany bardzo na szybko, ale korzystam z uroków pięknej wsi i czystego powietrza. Po powrocie napiszę więcej o pielęgnacji jaką tu uskuteczniam.