Są takie potrawy, które będą zawsze mi się dobrze kojarzyć i które lubię robić (a właściwie zjadać) jak jestem chora. To akurat jest zupa, którą robiłam jakiś czas temu, właśnie podczas choroby, ale postanowiłam nie zadręczać Was samymi przepisami na zupy. Więc publikuję go dzisiaj.
Sama nie pamiętam kiedy pierwszy raz ją zrobiłam, chyba znalazłam ją gdzieś w jakiejś starek książce kucharskiej mojej mamy. Obok spaghetti po ?wojskowemu? - na pewno w nazwie było coś z wojskiem, a w przepisie prócz śmietany, startego sera i surowego żółtka, były jeszcze orzechy. I pamiętam, że to spaghetti też robiłam, ale było tak zapychające i ciężkie, że poprzestałam na jednym albo dwóch razach. Za to zupa cebulowa przeszła wiele eksperymentów, po których doszłam do wniosku, że najlepsza jest najprostsza.
Składniki:1 kg cebuli
masło
tymianek lub kolendra ( w zależności od tego na co mam ochotę)
wywar warzywny (marchewka, pietruszka, liść laurowy, ziele angielskie, pieprz, sól, seler, ziemniak, nać pietruszki, lubczyk)
chleb
czosnek
oliwa z oliwek
parmezan
Cebulę kroimy w piórka, wrzucamy do rondla, do rozpuszczonego masło. Czekamy aż się zeszkli, przyprawiamy solą i pieprzem i tymiankiem. Zalewamy wywarem i gotujemy na małym ogniu. Podobno, im dłużej się gotuje, tym lepiej. W tym czasie nacieram chleb czosnkiem, kroję w kostki, polewam oliwą i wrzucam na kilka minut do piekarnika. Zupę blenduję, lub przecieram przez sitko. Wlewamy do talerzy, dorzucamy grzanki i ścieramy ser. Ja posypuję czasami pietruszką.
Podobno powinno się przecedzić wywar i blendować tylko cebulę, ale jak widzicie po zdjęciu, nie stosuję się do tej zasady :)