To pierwszy wpis z cyklu moich ulubionych lokali gastronomicznych w Krakowie. Chciałabym podzielić się z Wami miejscami, które mnie urzekły – przede wszystkim z powodu wspaniałej kuchni.
Zazie Bistro, Kazimierz
Małe stoliki z kraciastymi obrusami, a przy nich ogromna rzesza ludzi, zapach pieczonego sufletu, a na ścianie wielka fototapeta z wieżą Eiffla, czyli francuskie bistro w Krakowie. Oczywiście mowa o Zazie, jednym z moich ulubionych punktów na mapie Krakowa, który bardzo odpowiada mojemu podniebieniu.
Wchodząc do lokalu, zawsze rzuca się w oczy brak wolnych miejsc. Nie gra tu roli dzień tygodnia, czy pora dnia. Jeśli chcesz mieć możliwość usiąść w Zazie i coś przekąsić – musisz zarezerwować stolik, i to czasami z kilkudniowym wyprzedzeniem! Na ścianach znajdują się akcenty przywołujące myślami Paryż, jak wspomniana przeze mnie olbrzymia wieża Eiffla, czy mniejsze obrazy. Kraciaste obrusy sprawiają, że czujesz się jak u babci i w dziwnym mechanizmie powodują wydzielanie dużych ilości śliny i burczenie w brzuchu! Lepiej nie zapuszczać się do piwnicy, gdyż według mnie tylko na górze czuć wyjątkowy klimat Kazimierza. Siedząc przy stoliku i jedząc lunch można obserwować spieszących gdzieś ludzi, przemykających wąskimi uliczkami tej dzielnicy Krakowa i celebrować swój posiłek, dziękując w duchu za wolny czas szefowi, że dał urlop, czy teściowej, że wzięła dzieci na weekend.
Podoba mi się karta dań. Jest prosta, estetyczna i czytelna. Czcionka to wreszcie nie oklepana Times New Roman, a i oszczędzono nam brzydkich błyszczących koszulek do segregatora, które od razu przyprawiają mnie o mdłości i kojarzą z barami mlecznymi. Ceny nie są wygórowane, wręcz przeciwnie, można nieźle się najeść i zmieścić w stówce, co w Krakowie nie należy do częstości. A wybór – ogromny. Na pewno każdy, nawet najbardziej wymagający klient, znajdzie coś dla siebie, ponieważ przebierać może w mięsach, owocach morza, sałatkach, zupach, zapiekankach, kanapkach… Jest w czym wybierać!
Obsługa jest miła, choć czasami dość długo trzeba czekać na podejście kelnerki. Mogę to jednak zrozumieć, biorąc pod uwagę ilość klientów nadciągających każdego dnia do Zazie.
Co polecam do jedzenia? Z przystawek – moją ulubioną pozycją w menu jest pasztet paryski ze śliwkami moczonymi w armaniaku. Jest obłędny! Poza tym, na pewno tarty. Są pysze, puszyste, wyraziste w smaku, o idealnie dobranych składnikach. Uwielbiam też suflet, choć plasuje się on dopiero na trzecim miejscu. Nie przepadam za kozim serem zapiekanym w migdałach – jeśli chcesz dostać ogromny kawał sera to śmiało, dla mnie jednak jest to zbyt mdła atrakcja.
Zupy – francuska zupa cebulowa jest smaczna, ale trzeba liczyć się z tym, że pływające w niej oka tłuszczu są wielkości mojej pięści. Jest to jednak specyfika tego dania. Polecam podjęcie ryzyka z zupą dnia! Najczęściej jest to krem o ciekawym smaku.
Dania obiadowe – oczywiście klasyka jak beef Bourguignon i moje ulubione sałatki wszelkiej maści (z kurczakiem i konfiturą cebulową, której wersję ostatnio opublikowałam na blogu, nie ma sobie równych). Pierś z kaczki i sandacz też trzymają poziom. I mule, czyli powód, dla którego wiele osób odwiedza Zazie – są zawsze świeże, podane z frytkami lub bagietką, i tak szybko Ci się nie znudzą, bo możesz wybrać do nich jeden z trzech sosów. Zapiekanki ziemniaczane to typowa francuska kuchnia w pełnej krasie, polecam tę z kaczką.
Deser – ze wstydem przyznaję, że zawsze biorę sernik i tylko sernik, bo to moja ulubiona słodkość. A tutaj jest on szczególnie kremowy i delikatny. Palce lizać!
Jedzenie: 10/10
Wnętrze: 8/10
Obsługa: 7/10
Jakość do ceny: 9/10