|
ass to grass! |
Czym jest dla mnie forma?
Pewnie stanem, w którym moje ciało ma w sobie maksimum mocy. Oficjalnie mogę powiedzieć, że w sierpniu i wrześniu sięgnęłam jej szczytu. Czułam, że rosnę w siłę z każdym dniem. PRy wysypywały mi się jak z rękawa. Oczywiście częściowo jest to na pewno zasługa faktu, że zaczęłam bawić się crossfitem od kwietnia, a szybki progress w początkowych miesiącach jest czymś naturalnym. Osiągnęłam to ciężką pracą - treningi odbywały się niemal codziennie. Byłam na granicy przetrenowania. Potem wprowadziłam 2 dni restu, które z czasem zamieniły się w 3 dni treningowe w tygodniu. Aż doszło do momentu max 8 treningów w miesiącu. Wyniki nie były już oszałamiające.
Trudniej wrócić niż zbudować. Dopiero teraz to rozumiałam. Pewnie dlatego, że mam świadomość do czego zdolne jest moje ciało. Z drugiej strony właśnie przez ten fakt nie odpuszczam. Taki paradoks. Stąd też mój wczorajszy trening był naprawdę skromny. Wyglądał mniej więcej tak:
5 min SU/DU
10-10 bench press (20/25 kg)
10- 10 back squat (20/30 kg)
10 - 10 push press (20 kg)
Skill always matters
Wiem, nie zaszalałam z ciężarami i ilością powtórzeń, żeby nie być zakwasem przez kolejny tydzień.
Oprócz tego pobawiłam się rigu. Przygotowanie do podciągania kippingiem i toes 2 bar. Sprawdziłam czy nie zapomniałam - okazuje się, że nie, co bardzo mnie cieszy. Przy okazji robiąc niezły trening dla mięśni brzucha, bądź jak kto woli core. Na koniec oczywiście rozciąganie, szapagty i bajery.
Wieczorem stwierdziłam, że czuję niedosyt. Niemal o 22 poszłam biegać. Wyszły 3 km, not bad jak na hejtera biegania. Z każdym treningiem będę powoli zwiększała ciężar i intensywność, żeby nie zajechać mięśni na amen - said no crossfitter ever.