Kiedy na dworze jest plus tysiąc, a wino w kieliszku dalej jest chłodne, ostatnie o czym myślisz, to wchodzenie na bloga i dodawanie wpisu. Przed wyjazdem wydawało mi się to niemożliwe i jak zwykle ambitnie wierzyłam, że wezmę lapka, przysiądę na plaży i wrzucę wszystkie zaległe wpisy. Na dzień po znalezieniu się we Włoszech, Internet prawie przestał dla mnie istnieć, a na Bloggerze zalogowałam się dosłownie raz.
Rocznica bloga, nie umknęła więc mojej uwadze, ale faktycznie, nie płaszczyłam się wcześniej w oczekiwaniu na życzenia, które teraz na pewno chętnie przyjmę. Ten czas pozwolił mi spojrzeć na niektóre sprawy z innej perspektywy, również na sprawy bloga. Kolejny rok pokazał, że chyba obrałam odpowiednią drogę - droga, która zmieniła blog, ale i całe moje życie.
Bazyliowy Mus będzie hulał dalej. Liczę na to, że wraz z wiekiem, nauczę się być jeszcze bardziej systematyczna oraz dokładna - tak by nie zamęczać Was wpisami, przy których można zasypiać na stojąco. Tyle na dzisiaj.
Całusy!